Welcome Home (2018)
Kolejny film stanowiący przestrogę dla związków przeżywających kryzys, by nie szukać ratunku w wyjazdach na prowincję, odludzie, do innego kraju. Och, związek może rzeczywiście udać się uratować, ale już życie niekoniecznie.
W "Witajcie w raju" para zmuszona poradzić sobie ze zdradą wybrała się do Włoch. Wynajęła na tydzień uroczy domek i zamierza spróbować wrócić do sytuacji, kiedy byli szczęśliwi. Niestety na przeszkodzie stanie tubylec, który zamiast pozostać creepem-podglądaczem wkroczył w ich życie. Nieświadomi tego, z kim mają do czynienia, bohaterowie wpadają w spiralę kłótni. Tymczasem Włoch przekracza kolejne granice prowadząc do sytuacji, która może zakończyć się tylko w jeden sposób.
W zasadzie oglądanie tego filmu może zakończyć się w tylko jeden sposób - zapadnięciem w sen. Fabuła jest tak nudna, że gdyby nie muzyka, nie miałbym najmniejszego pojęcia, że dzieją się jakiekolwiek rzeczy, a co dopiero mówić o rzeczach niepokojących. Jednak muzyka jest tak łopatologiczna, że nawet w niewinnych ujęciach plenerowych próbuje narzucić klimat grozy. Bezskutecznie. W tych okolicznościach aktorzy stanowią wyłącznie element dekoracyjny. Przy całej do nich sympatii, nie mogę powiedzieć, by ktokolwiek był w stanie uwolnić się spod dyktatu reżysera i pokazać coś więcej niż tylko to, że byli na planie i zapamiętali przypisane im kwestie.
Jedyna fajna scena następuje na samym końcu, kiedy ujawniony zostaje właściwy kontekst opowieści. I wtedy pomyślałem sobie, że to mogła być ciekawa historia. Niestety potrzebny był do tego inny reżyser.
Ocena: 2
W "Witajcie w raju" para zmuszona poradzić sobie ze zdradą wybrała się do Włoch. Wynajęła na tydzień uroczy domek i zamierza spróbować wrócić do sytuacji, kiedy byli szczęśliwi. Niestety na przeszkodzie stanie tubylec, który zamiast pozostać creepem-podglądaczem wkroczył w ich życie. Nieświadomi tego, z kim mają do czynienia, bohaterowie wpadają w spiralę kłótni. Tymczasem Włoch przekracza kolejne granice prowadząc do sytuacji, która może zakończyć się tylko w jeden sposób.
W zasadzie oglądanie tego filmu może zakończyć się w tylko jeden sposób - zapadnięciem w sen. Fabuła jest tak nudna, że gdyby nie muzyka, nie miałbym najmniejszego pojęcia, że dzieją się jakiekolwiek rzeczy, a co dopiero mówić o rzeczach niepokojących. Jednak muzyka jest tak łopatologiczna, że nawet w niewinnych ujęciach plenerowych próbuje narzucić klimat grozy. Bezskutecznie. W tych okolicznościach aktorzy stanowią wyłącznie element dekoracyjny. Przy całej do nich sympatii, nie mogę powiedzieć, by ktokolwiek był w stanie uwolnić się spod dyktatu reżysera i pokazać coś więcej niż tylko to, że byli na planie i zapamiętali przypisane im kwestie.
Jedyna fajna scena następuje na samym końcu, kiedy ujawniony zostaje właściwy kontekst opowieści. I wtedy pomyślałem sobie, że to mogła być ciekawa historia. Niestety potrzebny był do tego inny reżyser.
Ocena: 2
Komentarze
Prześlij komentarz