Cyst (2020)
"Mordercza cysta" to ten rodzaj kina, które w niewielkich dawkach, w dużych odstępach czasowych lubię oglądać. Może właśnie dlatego, że nie jest to moja codzienna dieta filmowa, takie produkcje robią na mnie pozytywne wrażenie. Jest to bowiem coś kompletnie innego zarówno pod względem realizacyjnym jak i samego podejścia do prowadzenia narracji.
Podstawowym atutem tego rodzaju produkcji jest bijąca od nich pozytywna energia. "Mordercza cysta" zrobiona została przez pasjonatów gatunku i to widać. Dlatego też przerysowana gra aktorska czy toporność niektórych scen dialogowych, które w "normalnym" filmie raziłyby, tu stanowią część magii. Prosty humor, jeszcze prostsze zawiązywanie relacji między postaciami sprawiają, że opowieść wartko toczy się do przodu.
Oczywiście w tego rodzaju kinie najważniejsze są groteskowe efekty specjalne i zabawa potwornościami. I na tym polu twórcy nie zawodzą. Jest obrzydliwie i absurdalnie. Można się więc dobrze zabawić.
Niestety od czasu do czasu twórcy dodają sceny, które mają budować klimat albo napięcie. Ani jedno, ani drugie im nie wychodzi. W tych momentach całość siadała, a ja się koszmarnie nudziłem.
Ocena: 4
PS. Fajnie było znów zobaczyć Evę Habermann choćby dlatego, że znów nabrałem ochotę na zrobienie sobie maratonu z serialem "Lexx". Za dużo czasu minęło, od kiedy po raz ostatni go oglądałem.
Podstawowym atutem tego rodzaju produkcji jest bijąca od nich pozytywna energia. "Mordercza cysta" zrobiona została przez pasjonatów gatunku i to widać. Dlatego też przerysowana gra aktorska czy toporność niektórych scen dialogowych, które w "normalnym" filmie raziłyby, tu stanowią część magii. Prosty humor, jeszcze prostsze zawiązywanie relacji między postaciami sprawiają, że opowieść wartko toczy się do przodu.
Oczywiście w tego rodzaju kinie najważniejsze są groteskowe efekty specjalne i zabawa potwornościami. I na tym polu twórcy nie zawodzą. Jest obrzydliwie i absurdalnie. Można się więc dobrze zabawić.
Niestety od czasu do czasu twórcy dodają sceny, które mają budować klimat albo napięcie. Ani jedno, ani drugie im nie wychodzi. W tych momentach całość siadała, a ja się koszmarnie nudziłem.
Ocena: 4
PS. Fajnie było znów zobaczyć Evę Habermann choćby dlatego, że znów nabrałem ochotę na zrobienie sobie maratonu z serialem "Lexx". Za dużo czasu minęło, od kiedy po raz ostatni go oglądałem.
Komentarze
Prześlij komentarz