Lvx Æterna (2019)
Gaspar Noé w acid-tripowym wydaniu nie należy do moich ulubieńców. I "Lvx Æterna" tego nie zmieniła. Ten film to przykład artystycznego obżarstwa, które nawet w tak krótkiej formie było nieznośne. Przyznaję, że musiałem robić sobie przerwy, bo inaczej nie byłbym w stanie obejrzeć filmu do końca.
Noé naprawdę nie wie, co to umiar. Jego "Lvx Æterna" na swoim podstawowymi poziomie jest zapisem chaosu, jaki panuje na planie filmowym. Dzieje się tu dużo. Aktorka nie do końca panującą nad swoją nową pozycją reżyserski. Inna aktorka boryka się z osobistymi problemami. Statystki, dublerki, ambitni przyszli reżyserzy, dziennikarze, ekipa - jeden wielki harmider.
To wszystko spokojnie wystarczyłoby na materiał niejednego filmu. Jedna Noé to za mało. Dodaje więc warstwę intelektualną. Cytując gigantów artystycznego kina zmienia "Lvx Æterna" w filmowy esej na temat sztuki kinowej i pozycji reżysera. W tym aspekcie Noé zdaje się tworzyć komentarz do obecnej sytuacji wokół kina, do narzekań aktorów na toksyczne warunki na planie, do koncepcji konsultantów do spraw intymności. Noé zdaje się być zwolennikiem koncepcji twórczego chaosu, z którego wyłania się prawdziwe piękno.
Wreszcie "Lvx Æterna" ma warstwę czysto intuicyjną. Kolory, pulsujące światła, sceny ekstazy/bólu. Reżyser po raz kolejny próbuje uchwycić na ekranie odmienne stany świadomości, owo wypaczenie procesów zachodzących w mózgu, których efektem ubocznym jest doświadczenie niedostępne człowiekowi przeciętnemu, w jego codziennej, szarej rzeczywistości.
Oddzielnie każda z tych warstw mogła dać coś wspaniałego. Wspólnie jest to nic więcej, jak barwne wysypisko śmieci. Nie podobało mi się to we "Wkraczając w pustkę", nie podoba mi się to i tutaj.
Ocena: 4
Noé naprawdę nie wie, co to umiar. Jego "Lvx Æterna" na swoim podstawowymi poziomie jest zapisem chaosu, jaki panuje na planie filmowym. Dzieje się tu dużo. Aktorka nie do końca panującą nad swoją nową pozycją reżyserski. Inna aktorka boryka się z osobistymi problemami. Statystki, dublerki, ambitni przyszli reżyserzy, dziennikarze, ekipa - jeden wielki harmider.
To wszystko spokojnie wystarczyłoby na materiał niejednego filmu. Jedna Noé to za mało. Dodaje więc warstwę intelektualną. Cytując gigantów artystycznego kina zmienia "Lvx Æterna" w filmowy esej na temat sztuki kinowej i pozycji reżysera. W tym aspekcie Noé zdaje się tworzyć komentarz do obecnej sytuacji wokół kina, do narzekań aktorów na toksyczne warunki na planie, do koncepcji konsultantów do spraw intymności. Noé zdaje się być zwolennikiem koncepcji twórczego chaosu, z którego wyłania się prawdziwe piękno.
Wreszcie "Lvx Æterna" ma warstwę czysto intuicyjną. Kolory, pulsujące światła, sceny ekstazy/bólu. Reżyser po raz kolejny próbuje uchwycić na ekranie odmienne stany świadomości, owo wypaczenie procesów zachodzących w mózgu, których efektem ubocznym jest doświadczenie niedostępne człowiekowi przeciętnemu, w jego codziennej, szarej rzeczywistości.
Oddzielnie każda z tych warstw mogła dać coś wspaniałego. Wspólnie jest to nic więcej, jak barwne wysypisko śmieci. Nie podobało mi się to we "Wkraczając w pustkę", nie podoba mi się to i tutaj.
Ocena: 4
Komentarze
Prześlij komentarz