Samaritan (2022)
Amerykańskie kino rozrywkowe postanowiło pogrążać widzów w mrocznych wizjach rozpadających się od wewnątrz społeczeństw. "Joker", "Batman" mają już całą masę naśladowców. Wszystkie te filmy pokazują ludzi żyjących w brudnych miastach, w których króluje przestępczość i nihilizm, a elity są tak zajęte sobą, że w ogóle nie interesuje ich świat zwykłych osób.
"Samarytanin" jest najnowszą wersją tej ponurej wizji świata. Tu nawet superbohaterowie nie są żadną nadzieją. Głównie dlatego, że przestali istnieć. Najwyraźniej było ich dwóch, byli braćmi i przed laty w prywatnej wojnie obaj zginęli. Ale jeden chłopak - oczywiście syn samotnej matki, która jest o krok od utraty mieszkania - jest przekonany, że Samarytanin przeżył. Co więcej, uważa, że odkrył kim on jest. A tymczasem pewien zbir wykorzysta mit brata Samarytanina, by wzniecić chaos, wściekłość tłumu i doprowadzić do upadku niesprawiedliwego systemu. Sprawy jednak niespodziewanie skomplikują się...
"Samarytanin" to produkcja studia MGM, które niedawno zostało przejęte przez Amazon. Ten zdecydował, że film nie trafi do kin, tylko na platformę Prime. I choć nie mam żadnych wątpliwości, że gdyby w piątek pojawił się w kinach, to byłby numerem jeden w weekendowym box offisie, to jednak nie jest to film, który nadaje się na duże ekrany.
Pomimo Stallone'a w obsadzie "Samarytanin" przypomina produkcje Asylum. To gulasz upichcony z różnych elementów zagarniętych z innych produkcji. Realizacyjnie przypomina zaś hity z wypożyczalni z lat 90. Pomysły są ledwo ogarnięte. Fabuła mknie bezrefleksyjnie do przodu. Realizacja jest poprawna, ale przy bliższym przyjrzeniu się nie zostaje nic z bohaterów i historii. Nawet twist fabularny jest tak rachityczny, że nie wywołuje najmniejszej reakcji.
Nie powiem, obejrzałem to bez bólu. Niemniej jednak jest to tak nijaka papka, że szczerze mówiąc nie oglądając jej nic bym nie stracił.
Ocena: 5
"Samarytanin" jest najnowszą wersją tej ponurej wizji świata. Tu nawet superbohaterowie nie są żadną nadzieją. Głównie dlatego, że przestali istnieć. Najwyraźniej było ich dwóch, byli braćmi i przed laty w prywatnej wojnie obaj zginęli. Ale jeden chłopak - oczywiście syn samotnej matki, która jest o krok od utraty mieszkania - jest przekonany, że Samarytanin przeżył. Co więcej, uważa, że odkrył kim on jest. A tymczasem pewien zbir wykorzysta mit brata Samarytanina, by wzniecić chaos, wściekłość tłumu i doprowadzić do upadku niesprawiedliwego systemu. Sprawy jednak niespodziewanie skomplikują się...
"Samarytanin" to produkcja studia MGM, które niedawno zostało przejęte przez Amazon. Ten zdecydował, że film nie trafi do kin, tylko na platformę Prime. I choć nie mam żadnych wątpliwości, że gdyby w piątek pojawił się w kinach, to byłby numerem jeden w weekendowym box offisie, to jednak nie jest to film, który nadaje się na duże ekrany.
Pomimo Stallone'a w obsadzie "Samarytanin" przypomina produkcje Asylum. To gulasz upichcony z różnych elementów zagarniętych z innych produkcji. Realizacyjnie przypomina zaś hity z wypożyczalni z lat 90. Pomysły są ledwo ogarnięte. Fabuła mknie bezrefleksyjnie do przodu. Realizacja jest poprawna, ale przy bliższym przyjrzeniu się nie zostaje nic z bohaterów i historii. Nawet twist fabularny jest tak rachityczny, że nie wywołuje najmniejszej reakcji.
Nie powiem, obejrzałem to bez bólu. Niemniej jednak jest to tak nijaka papka, że szczerze mówiąc nie oglądając jej nic bym nie stracił.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz