El rey de la montaña (2007)
Nie rozumiem polskich dystrybutorów. Wprowadzają do kin takie gnioty jak "Paintball", a tymczasem "El rey de la montaña", poruszający przecież podobną tematykę zostaje kompletnie zignorowany. Nie jest to może szczyt marzeń, ale w porównaniu z "Paintballem" to film rewelacyjny.
Quim jedzie sobie drogą wijącą się po zalesionym pogórzu. Nagle jego samochód zostaje trafiony. Zaraz potem ktoś strzela do niego raniąc go w nogę. Zaczyna się dramatyczna walka o przetrwanie. Strzelających jest kilku, tyle tylko o nich wiemy. Strzelają dobrze i nie tylko do Quima, o czym przekona się pewna kobieta oraz dwóch policjantów.
Przez pierwszą godzinę Gonzalo López-Gallego skupia uwagę na ofiarach. Tworzy całkiem intrygującą opowieść o bohaterach, którzy są niczym łowna zwierzyna. Przy pomocy prostych chwytów tworzy atmosferę zagrożenia, w którą łatwo uwierzyć, podobnie w bezradność postaci. Zarzucić można jedynie to, jak łatwo bohaterowie ignorują ból po postrzałach i z jaką sprawnością biegają czy wspinają się na drzewa.
Ostatnie pół godziny to całkowita zmiana stylu i narracji. Teraz poznajemy łowców, którzy okazują się kimś zupełnie innym, niż można się było spodziewać. Choć niestety z drugiej strony ich motywacja jest dość prosta i przewidywalna. Tu spodobały mi się zdjęcia przechodzące w tryb strzelankowy. Jednak trochę żałuję, że reżyser zdecydował się na ujawnienie tożsamości zabójców. Z filmu uleciało w tym momencie całe napięcie.
Ocena: 6
Quim jedzie sobie drogą wijącą się po zalesionym pogórzu. Nagle jego samochód zostaje trafiony. Zaraz potem ktoś strzela do niego raniąc go w nogę. Zaczyna się dramatyczna walka o przetrwanie. Strzelających jest kilku, tyle tylko o nich wiemy. Strzelają dobrze i nie tylko do Quima, o czym przekona się pewna kobieta oraz dwóch policjantów.
Przez pierwszą godzinę Gonzalo López-Gallego skupia uwagę na ofiarach. Tworzy całkiem intrygującą opowieść o bohaterach, którzy są niczym łowna zwierzyna. Przy pomocy prostych chwytów tworzy atmosferę zagrożenia, w którą łatwo uwierzyć, podobnie w bezradność postaci. Zarzucić można jedynie to, jak łatwo bohaterowie ignorują ból po postrzałach i z jaką sprawnością biegają czy wspinają się na drzewa.
Ostatnie pół godziny to całkowita zmiana stylu i narracji. Teraz poznajemy łowców, którzy okazują się kimś zupełnie innym, niż można się było spodziewać. Choć niestety z drugiej strony ich motywacja jest dość prosta i przewidywalna. Tu spodobały mi się zdjęcia przechodzące w tryb strzelankowy. Jednak trochę żałuję, że reżyser zdecydował się na ujawnienie tożsamości zabójców. Z filmu uleciało w tym momencie całe napięcie.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz