The American (2010)

Jack jest płatnym zabójcą, doskonałą maszyną do eliminowania ludzkich celów. O tym, jak perfekcyjnie przyswoił sobie sztukę przetrwania, najlepiej świadczy jego wiek. W tym biznesie, podobnie jak u saperów, pierwsza pomyłka jest zarazem ostatnią. Zresztą już w pierwszej scenie filmu Jack da dowód swojego bezwzględnego instynktu przetrwania. Film rozpoczyna się od idyllicznej sceny Jacka i Ingrid spędzających razem przyjemnie czas na zaśnieżonym odludziu gdzieś w Szwecji. Parę chwil później Ingrid będzie już martwa, a kulkę w łeb dostanie właśnie od Jacka. Zginie w zasadzie bez powodu, będąc świadkiem tego, jak ktoś próbował zabić Jacka. Ten nie mógł pozostawić przy życiu świadka, który mógłby wskazać na niego. I uczucie, wspólna przeszłość nie powstrzymały jego ręki.


Jednak pierwsza scena wyraźnie pokazuje to, na co Jack jest ślepy: że "jest" z pierwszego zdania nie pasuje już do niego. Jack starzeje się, zaczyna powoli zapuszczać korzenie, szukać sobie towarzyszki życia. I choć sam jeszcze tego nie wie, otoczenie nie podziela jego ślepoty, oni już wiedzą, że Jack BYŁ płatnym zabójcą. A odwieczne prawo natury każe eliminować jednostki stare i słabe. I właśnie dlatego Jack stał się celem ataku. Okazało się, że nie jest jeszcze na tyle zniedołężniały, by zginąć. Uratowała go jego ślepota, niewiedza na temat tego, kim zaczął się stawać.

W ten sposób jednak przeciągnął to, co nieuniknione. O tym jak bardzo stępiło się jego ostrze świadczy kompletny brak reakcji na słowa You've lost your edge, Jack. Stary Jack natychmiast dodałby dwa do dwóch i zrozumiał, dlaczego jego nowa kryjówka, podobnie jak stara, została rozpracowana. Nie musiałby zadawać martwej kobiecie pytania, na które powinien znać odpowiedź. Jednak Jack jest już na innej drodze. Zaszył się w nowym miejscu i tu, za sprawą pewnego księdza i dziwki (bardzo włoska kombinacja), w końcu uświadomi sobie, że jest zmęczony, że chce wycofać się z biznesu. Niestety, zorientował się za późno, kiedy nie był już w stanie zaplanować drogi ucieczki.

"Amerykanin" to triumf klasycznego kina. Owszem, literacki pierwowzór na pewno dużo wniósł, ale Anton Corbijn okazał się mistrzem filmowej narracji. Sposób w jaki pokazuje codzienność płatnego zabójcy ścierającą się ze spokojnym rajem włoskiej prowincji, to, w jaki sposób pewne rzeczy opowiada nie wprost, przy pomocy zdjęć czy tatuaży, zachwyciło mnie od pierwszej minuty. Całość psuje jedynie motyl w ostatniej scenie. Można sobie było darować tę aż nadto czytelną alegorię.

Film Corbijna to także popis gry aktorskiej. George Clooney wspiął się na wyżyny swojego aktorskiego kunsztu tworząc jedną z najlepszych kreacji w swojej karierze. Spodobał mi się też Filippo Timi. Występuje tylko w jednej scenie, ale sposób w jaki mów "niente" – miodzio. Znakomicie prezentuje się Thekla Reuten. Samą swą prezencją przykuwa uwagę, a w scenie próbowania broni zapiera dech.

Dużym plusem są też zdjęcia. Te wszystkie zbliżenia, gra światłem. Wrażenia dopełnia muzyka ze wspaniałymi werblami w utworze otwierającym film na czele.

Nie do końca rozumiem chłodne przyjęcie tego filmu. Dla mnie była to naprawdę wykwintna strawa kinowa.

Ocena: 8

Komentarze

Chętnie czytane

One Last Thing (2018)

After Earth (2013)

Hvítur, hvítur dagur (2019)

The Sun Is Also a Star (2019)

Paradise (2013)