Carriers (2009)
Apokalipsa nastąpiła. Jak to często w kinie bywa, przybrała postać zarazy. Tym razem jednak nie zombie. Nie wiemy jak choroba się zaczęła, czym dokładnie jest, wiemy za to że jest wysoce zakaźna i praktycznie zawsze śmiertelna. W tym świecie można przyjąć kilka strategii. Czwórka bohaterów wybrała chyba najbardziej luzacką, ale jakże amerykańską: przemierza kraj, by trafić do raju ze wspomnień. Choć samochód to jedyny środek transportu, który jeszcze funkcjonuje, wycieczka wcale nie jest łatwa. Po drodze kusić ich będą ludzie wymagający opieki i wspaniałe kurorty pozostawione na pastwę losu. W świecie, gdzie każdy dzień może być ostatnim, oni korzystają z każdej minuty. Na dobre i na złe.
"Carriers" to zaskakująco solidne kino opowiadające o końcu nasze cywilizacji. Debiut braci Pastor odwołując się do klasyki gatunku (jak choćby "Mad Max") jest jednocześnie bardzo ciekawym studium więzi międzyludzkich. Szczególnie interesująco wygląda portret dwójki braci, z których jeden wydaje się bezmyślnym prostakiem, a drugi intelektualistą o dobrym sercu. Ale w scenie konfrontacji po ostrzale dwóch starszych bab, na jaw wychodzą aspekty ich historii, które każą inaczej spojrzeć na to kim oni są. Błazen wcale nie jest taki głupi, altruista wcale nie ma tak czystego serca.
Film ma całkiem fajną obsadę. Pucci zrehabilitował się tym filmem za porażkę, jaką był udział w "Horsemen". Pine dostał role pewnie ze względu na wcześniejszy udział w "Asie w rękawie", ale ok., osobiście wolę go właśnie w takich rolach niż w "Niepowstrzymanym". Fajnie było też znów zobaczyć Piper Perabo. A Chris Meloni to deser, którego nie mógłbym sobie odmówić.
Ocena: 7
"Carriers" to zaskakująco solidne kino opowiadające o końcu nasze cywilizacji. Debiut braci Pastor odwołując się do klasyki gatunku (jak choćby "Mad Max") jest jednocześnie bardzo ciekawym studium więzi międzyludzkich. Szczególnie interesująco wygląda portret dwójki braci, z których jeden wydaje się bezmyślnym prostakiem, a drugi intelektualistą o dobrym sercu. Ale w scenie konfrontacji po ostrzale dwóch starszych bab, na jaw wychodzą aspekty ich historii, które każą inaczej spojrzeć na to kim oni są. Błazen wcale nie jest taki głupi, altruista wcale nie ma tak czystego serca.
Film ma całkiem fajną obsadę. Pucci zrehabilitował się tym filmem za porażkę, jaką był udział w "Horsemen". Pine dostał role pewnie ze względu na wcześniejszy udział w "Asie w rękawie", ale ok., osobiście wolę go właśnie w takich rolach niż w "Niepowstrzymanym". Fajnie było też znów zobaczyć Piper Perabo. A Chris Meloni to deser, którego nie mógłbym sobie odmówić.
Ocena: 7
Komentarze
Prześlij komentarz