Machete (2010)
"Maczeta" jest jak trzecia część "GrindHouse", swego rodzaju post scriptum. I tak patrząc na film jest to rzecz naprawdę fajna. Spodobała mi się oferowana rozrywka. Wszystkie jatki, przejaskrawione, posunięte do ekstremum bawią i nie wiem co śmieszy bardziej, popisy a la Tarzan na jelicie, czy strzelanie z pistoletu trzymanego przez odciętą dłoń. Śmieszyły mnie też wszystkie te teksty w stylu "Bóg jest litościwy. Ja nie" albo "Machete nie SMS-uje". Spodobała mi się Lindsay Lohan parodiująca samą siebie i Nimród Antal w roli ochroniarza. Takich smaczków jest zresztą znacznie więcej.
Jednak nie mogę w pełni cieszyć się filmem. Przeszkadzała mi, zwłaszcza na początku, mocno wyczuwalna stylizacja na exploitation movies a la lata 70. Nie ma w tym tej swawoli, naturalności, która udało się chociażby zachować w "Piranii 3D". Tu od początku do końca jest jasne, że jest to tylko gra z konwencją, kalka a nie rzeczywisty exploitation. Trochę szkoda.
Ocena: 7
Jednak nie mogę w pełni cieszyć się filmem. Przeszkadzała mi, zwłaszcza na początku, mocno wyczuwalna stylizacja na exploitation movies a la lata 70. Nie ma w tym tej swawoli, naturalności, która udało się chociażby zachować w "Piranii 3D". Tu od początku do końca jest jasne, że jest to tylko gra z konwencją, kalka a nie rzeczywisty exploitation. Trochę szkoda.
Ocena: 7
Komentarze
Prześlij komentarz