Rampage (2009)

Jeszcze trochę, a Uwe Boll stanie się jednym z moich ulubionych reżyserów. "Rampage" to po "Postalu" i "Stoicu" trzeci naprawdę bardzo dobry jego film. I muszę przyznać, że bardzo pasuje mi jego cyniczne podejście do obserwowanej rzeczywistości.


"Rampage" to z jednej strony bezwzględna krytyka zachodniej, czyli amerykańskiej, cywilizacji, a z drugiej jest to bezwstydna afirmacja "american way". Chyba tylko Uwe Boll mógł coś takiego wymyślić i z sukcesem zrealizować. Film zaczyna się jak lewicowe kino undergroundowe. Jest sobie młody chłopak, który już jest wypalony. Wizja jego życia to praca, żarcie i oglądanie telewizji. A na srebrnym ekranie nic tylko przemoc, konflikty zbrojne, afery i sensacje. Wszystkie brudy tego świata. Boll z precyzją chirurga pokazuje całkowitą bezcelowość konsumpcyjnego stylu życia. Punktem kulminacyjnym jest wizyta głównego bohatera w klubie bingo. Oto siedziba żywych trupów, ich nawet nie warto zabijać, oni już są martwi. Jednak alterglobaliści czy anarchiści wcale nie są lepsi. Dużo gadają, a kiedy przychodzi co do czego, to są jeszcze większymi konsumenckimi snobami, bo zamiast junkfoodowej sieci wybierają sieć ze zdrową żywnością. Główny bohater jawi się tutaj mudżahedin o wyższą rację i jako szalony psychopata, który wypalił się zanim jeszcze dorósł.

Ale tak nie jest. Na tę historię jest bowiem nałożono druga. To opowieść o zwyciężaniu za wszelką cenę, o stosowaniu przesadzonych środków do osiągnięcia własnych celów. Wykorzystując znany z "Upadku" czy "Słonia" wizerunek szalonych zabójców masakrujących na prawo i lewo, Boll wywraca go do góry nogami. Główny bohater okazuje się przebiegły, bezwzględny i "goal-oriented". Masakra to tylko efekt uboczny. W komentarzu Boll powie, że jest to jego podsumowanie kryzysu finansowego w Stanach, gdzie banki plajtują, miliony osób tracą oszczędności swego życia, a szefowie tych banków otrzymują gigantyczne premie i na plajcie wychodzą lepiej, niż gdyby banki dalej stały. I trzeba powiedzieć, że jest to naprawdę bardzo trafne podsumowanie. Zdecydowanie lepsze niż to zaprezentowane przez Stone'a w drugiej części "Wall Street".

"Rampage" to rzecz interesująca również w swojej warstwie formalnej. Boll postawił na estetykę kina niezależnego, co widać i w zdjęciach i w montażu, a przede wszystkim w dialogach, które (podobnie jak wcześniej w "Stoicu") były improwizowane. To były dobre decyzje, dzięki temu nawet niezdarność w pewnym miejscach zbytni nie przeszkadza, bo przecież tego spodziewamy się po kinie niszowym.

Ocena: 7

Komentarze

Chętnie czytane

Whiplash (2014)

The Revenant (2015)

En kort en lang (2001)

Dheepan (2015)