Sailor (2010)
Jedną z najważniejszych rzeczy, jak rzuca się w oczy podczas seansu "Sailora" to użyty język. Do opisania zjawisk codziennych zastosowano ezoteryczne terminy naukowe. To robi wrażenie, a raczej robiłoby na mnie wrażenie, gdyby nie fakt, że jestem na to uodporniony lekturami książek Robinsona, Stephensona czy Strossa. W porównaniu z nimi, reżyser "Sailora" mówi niczym przedszkolak.
"Sailor" to próba prezentacji punktu widzenia świata przez narcyza o wybujałym ego, któremu wydaje się, że a) jest jednostką ponadprzeciętną b) posiada niezwykłą mądrość, którą w swej łaskawości dzieli się na wykładach c) jest indywidualnością, która nie poddaje się modom tłumu. Strumień jego wypowiedzi pozostaje jednak w kontraście z komunikatami, które docierają peryferyjnie. Pozwalają one jednak spojrzeć na narratora z innej perspektywy, niż tej, którą on nam narzuca. Zostaje zredukowany do poziomu niedojrzałego nerda, który zdecydowanie za dużo pali różnych niekoniecznie dozwolonych substancji. W sumie fajny to film balansujący na granicy pretensjonalności, ale ponieważ w pewien sposób się z tej pretensjonalności nabija, twórca zapewnia sobie bufor niezbędny, by filmu nie przekreślić.
Ocena: 6
"Sailor" to próba prezentacji punktu widzenia świata przez narcyza o wybujałym ego, któremu wydaje się, że a) jest jednostką ponadprzeciętną b) posiada niezwykłą mądrość, którą w swej łaskawości dzieli się na wykładach c) jest indywidualnością, która nie poddaje się modom tłumu. Strumień jego wypowiedzi pozostaje jednak w kontraście z komunikatami, które docierają peryferyjnie. Pozwalają one jednak spojrzeć na narratora z innej perspektywy, niż tej, którą on nam narzuca. Zostaje zredukowany do poziomu niedojrzałego nerda, który zdecydowanie za dużo pali różnych niekoniecznie dozwolonych substancji. W sumie fajny to film balansujący na granicy pretensjonalności, ale ponieważ w pewien sposób się z tej pretensjonalności nabija, twórca zapewnia sobie bufor niezbędny, by filmu nie przekreślić.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz