Contracorriente (2009)
Moja cyniczna część natury powinna była odrzucić ten film już na wstępie. Czyż można sobie bowiem wyobrazić bardziej telenowelową fabułę od tej w debiucie Javiera Fuentes-Leóna? Wątpię. Na szczęście cynik we mnie poszedł wcześnie spać i film mnie po prostu wzruszył i zachwycił, a dwie tragiczne opowieści miłosne uznałem za piękne i niezwykle liryczne. Podobnie musiało być z widzami w Sundance, skoro film wyróżnili w ubiegłym roku swoją nagrodą.
"Contracorriente" zawieszone jest pomiędzy życiem a śmiercią. Jasnym sygnałem są dwie otwierające film sceny jeszcze przed podaniem tytułu. Najpierw widzimy brzuch kobiety w ciąży i mężczyznę zachwyconego tym, że wkrótce narodzi mu się dziecko. Zaraz potem widzimy trupa i pogrzeb kuzyna poznanego w pierwszej scenie mężczyzn. To właśnie ten mężczyzna – Miguel – jest głównym bohaterem filmu. To właśnie on żyje w świecie pomiędzy, nie przynależąc w pełni do żadnego z nich. Symbolicznie podkreślone jest to jego zawodem: jako rybak wiecznie rozdarty jest pomiędzy życiem lądowym, a oceanem. Jednak ta symbolika jest trochę zwodnicza, ponieważ rybak jest zarazem znakiem kompromisu, symbolizuje osobę, która potrafi balansować na cienkiej linie odgraniczające oba światy. Miguel też udaje, że to potrafi, że umie pogodzić dwie sprzeczne natury wewnętrzne. Tak jednak nie jest.
Miguel dla wszystkich jest młodym mężem Marieli, z którą oczekuje dziecka. I rzeczywiście na swój sposób kocha żonę, a ojcem z całą pewnością będzie wspaniałym, już nie mogąc doczekać się narodzin dziecka. Jednak Miguel kocha kogoś jeszcze, choć nie potrafi się do tego głośno przyznać, nawet jeśli usłyszeć miałaby to tylko osoba, którą kocha. Tą miłością jest Santiago, przystojny malarz, mający w okolicy dom. Ich związek składa się z wykradzionych chwil, ukrywanych przed wszystkimi schadzek. Santiago z trudem to znosi. Miguel, rozdarty pomiędzy Santiago a Marielą, pomiędzy społecznością a prawdą o sobie, nie potrafi podjąć decyzji, zdeklarować się, z kim chce zostać, kogo porzucić. Za to niezdecydowanie zapłaci stratą niemal wszystkiego.
Najpierw zginie Santiago. Utonie porwany przez mocny prąd, roztrzaska sobie głowę o skały. Jednak nie zniknie z życia Miguela. I dopiero teraz rybak pozna smak tego, co naprawdę stracił. Po raz pierwszy w życiu przespaceruje się ulicą pełną ludzi, trzymając ukochanego za rękę. Tak mogło wyglądać jego życie, gdyby wybrał Santiago. I choć powoli, nieubłaganie świadomość straty wsiąka w niego i ostatecznie zmusi go do zaakceptowania tego kim jest (był), to póki co wciąż nie jest skłonny podjąć decyzji. Znów oszukuje siebie i innych, zadowolony, że znalazł doskonały kompromis: żywa żona i martwy kochanek-duch. Jednak ta równowaga jest złudna i wkrótce znów cały świat Miguela zachwieje się. Misterna konstrukcja jego życia zacznie się rozpadać, niczym zamek z piasku, który zalewają wody przypływu. W końcu stanie twarzą w twarz z sobą samym, przez co straci Marielę. A na związek z Santiago będzie za późno. Miguel dokona wyboru i będą to jego nowe narodziny i jak każdy z nas, narodzi się sam i w bólu...
Latynosi są urodzeni do opowiadania tego rodzaju historii. W "Contracorriente" nie ma śladu wyrachowania. Całość opowiedziana jest z niezwykłym wyczuciem i delikatnością. I choć pojawia się w filmie duch to i tak opowieść wydaje się to bardzo prawdziwa i poruszająca. I nie chodzi tu tylko o historię miłości dwóch mężczyzn, którzy kochają się z całego serca, a którzy ze strachu nie potrafią być ze sobą. Również historia Marieli przejmuje swoim nieproszonym tragizmem. Widać przecież, że związek nie jest li tylko iluzją, parawanem, za którym Miguel ukrywa swą orientację. A jednak Mariela z bólem odkrywa, że nie jest jego miłością życia. Ta scena, kiedy mówi Miguelowi "ty wciąż go kochasz", łamie serce nie tylko bohaterom ale i widzom. Duża w tym zasługa trójki głównych bohaterów. Grają tak doskonale, że bez problemu uwierzyłem w cały ten węzeł uczuć i niedopowiedzeń.
Dużą zasługę w tym, że ten film tak bardzo mi się spodobał, należy przypisać samemu reżyserowi a także autorowi zdjęć Mauricio Vidalowi. Dzięki nim udało się stworzyć tę atmosferę miejsca, gdzie śmierć i życie wzajemnie się przenikają. Wioska rybacka zdaje się być bardziej miejscem jak ze snu, jakby to był czyściec, niż realne miejsce. Świat zewnętrzny prawie nie istnieje. Pozostaje piękno, marzenia, sen, życie i śmierć.
Ocena: 8
"Contracorriente" zawieszone jest pomiędzy życiem a śmiercią. Jasnym sygnałem są dwie otwierające film sceny jeszcze przed podaniem tytułu. Najpierw widzimy brzuch kobiety w ciąży i mężczyznę zachwyconego tym, że wkrótce narodzi mu się dziecko. Zaraz potem widzimy trupa i pogrzeb kuzyna poznanego w pierwszej scenie mężczyzn. To właśnie ten mężczyzna – Miguel – jest głównym bohaterem filmu. To właśnie on żyje w świecie pomiędzy, nie przynależąc w pełni do żadnego z nich. Symbolicznie podkreślone jest to jego zawodem: jako rybak wiecznie rozdarty jest pomiędzy życiem lądowym, a oceanem. Jednak ta symbolika jest trochę zwodnicza, ponieważ rybak jest zarazem znakiem kompromisu, symbolizuje osobę, która potrafi balansować na cienkiej linie odgraniczające oba światy. Miguel też udaje, że to potrafi, że umie pogodzić dwie sprzeczne natury wewnętrzne. Tak jednak nie jest.
Miguel dla wszystkich jest młodym mężem Marieli, z którą oczekuje dziecka. I rzeczywiście na swój sposób kocha żonę, a ojcem z całą pewnością będzie wspaniałym, już nie mogąc doczekać się narodzin dziecka. Jednak Miguel kocha kogoś jeszcze, choć nie potrafi się do tego głośno przyznać, nawet jeśli usłyszeć miałaby to tylko osoba, którą kocha. Tą miłością jest Santiago, przystojny malarz, mający w okolicy dom. Ich związek składa się z wykradzionych chwil, ukrywanych przed wszystkimi schadzek. Santiago z trudem to znosi. Miguel, rozdarty pomiędzy Santiago a Marielą, pomiędzy społecznością a prawdą o sobie, nie potrafi podjąć decyzji, zdeklarować się, z kim chce zostać, kogo porzucić. Za to niezdecydowanie zapłaci stratą niemal wszystkiego.
(Manolo Cardona) |
Najpierw zginie Santiago. Utonie porwany przez mocny prąd, roztrzaska sobie głowę o skały. Jednak nie zniknie z życia Miguela. I dopiero teraz rybak pozna smak tego, co naprawdę stracił. Po raz pierwszy w życiu przespaceruje się ulicą pełną ludzi, trzymając ukochanego za rękę. Tak mogło wyglądać jego życie, gdyby wybrał Santiago. I choć powoli, nieubłaganie świadomość straty wsiąka w niego i ostatecznie zmusi go do zaakceptowania tego kim jest (był), to póki co wciąż nie jest skłonny podjąć decyzji. Znów oszukuje siebie i innych, zadowolony, że znalazł doskonały kompromis: żywa żona i martwy kochanek-duch. Jednak ta równowaga jest złudna i wkrótce znów cały świat Miguela zachwieje się. Misterna konstrukcja jego życia zacznie się rozpadać, niczym zamek z piasku, który zalewają wody przypływu. W końcu stanie twarzą w twarz z sobą samym, przez co straci Marielę. A na związek z Santiago będzie za późno. Miguel dokona wyboru i będą to jego nowe narodziny i jak każdy z nas, narodzi się sam i w bólu...
Latynosi są urodzeni do opowiadania tego rodzaju historii. W "Contracorriente" nie ma śladu wyrachowania. Całość opowiedziana jest z niezwykłym wyczuciem i delikatnością. I choć pojawia się w filmie duch to i tak opowieść wydaje się to bardzo prawdziwa i poruszająca. I nie chodzi tu tylko o historię miłości dwóch mężczyzn, którzy kochają się z całego serca, a którzy ze strachu nie potrafią być ze sobą. Również historia Marieli przejmuje swoim nieproszonym tragizmem. Widać przecież, że związek nie jest li tylko iluzją, parawanem, za którym Miguel ukrywa swą orientację. A jednak Mariela z bólem odkrywa, że nie jest jego miłością życia. Ta scena, kiedy mówi Miguelowi "ty wciąż go kochasz", łamie serce nie tylko bohaterom ale i widzom. Duża w tym zasługa trójki głównych bohaterów. Grają tak doskonale, że bez problemu uwierzyłem w cały ten węzeł uczuć i niedopowiedzeń.
Dużą zasługę w tym, że ten film tak bardzo mi się spodobał, należy przypisać samemu reżyserowi a także autorowi zdjęć Mauricio Vidalowi. Dzięki nim udało się stworzyć tę atmosferę miejsca, gdzie śmierć i życie wzajemnie się przenikają. Wioska rybacka zdaje się być bardziej miejscem jak ze snu, jakby to był czyściec, niż realne miejsce. Świat zewnętrzny prawie nie istnieje. Pozostaje piękno, marzenia, sen, życie i śmierć.
Ocena: 8
Przepiekny Manolo Cardona,przyciaga jak magnez,nieziemsko przystojny,seksowny,kosmiczny facet.Z takim facetem,ucieklbym na bezludna wyspe,dziekujac codziennie Bogu,ze postawil go na mojej drodze i proszac zeby kochal mnie tak,jak Miguela.Zasypiac co noc,w jego ramionach i budzic sie co rano,patrzac w te cudowne oczy...Piekny film,zal tylko Santiago..Wspaniale ujales to wszystko,kolego.Pozdrawiam serdecznie;-)
OdpowiedzUsuńPięknie powiedziane :)
OdpowiedzUsuńI również pozdrawiam serdecznie