Des hommes et des dieux (2010)

Cicha okolica, piękne widoki gór Atlasu i codzienność, która mija nieśpiesznie. Idealne miejsce do kontemplacji Boga. Chrześcijańscy mnisi żyją w idealnej harmonii ze swymi muzułmańskimi braćmi i siostrami. Raj na Ziemi, może niezbyt bogaty w materialne dobra, ale też nikt tu wiele nie potrzebuje, ot leki, czasem jakieś buty i tyle. Jednak już po kilkunastu minutach perspektywa się rozszerza. Ten raj to wyspa na oceanie okrutnej wojny domowej. Bezsensowna przemoc zbliża się do klasztoru wielkimi krokami. Wszyscy wiedzą, że ich czas nieubłaganie dobiega końca. Uratować może ich jedynie wyjazd, czy jednak mogą to uczynić – oto jest pytanie.


"Ludzie Boga" z łatwością mógł się stać kolejnym filmem postkolonialnym opowiadającym o białych, którzy poświęcają się dla ratowania dzikich Afrykańczyków. Gdyby tak się stało, to chyba bym nie wysiedział do końca. Za dużo w ostatnich latach powstało właśnie takich obrazów. Na szczęście Xavier Beauvois poszedł w inną stronę i stworzył najlepszy od czasu "Wyspy" Łungina film poruszający kwestie wiary.

Choć film opowiada prawdziwą historię grupy mnichów, którzy zostali zamordowani przez islamską fundamentalistyczną bojówkę, "Ludzie Boga" nie mówi o śmierci za wiarę, ale o życiu w zgodzie z wiarą. W jednej ze scen jedna z mieszkanek pobliskiej wioski mówi do przeora: Jesteście drzewem, a my przysiadami na waszych gałęziach. Jeśli was zabraknie, nie będziemy mieli się gdzie podziać. W tych słowach kryje się cała prawda o filmie i o misyjnym powołaniu. Stając się kapłanem czy misjonarzem przyjmujemy na siebie bardzo konkretne obowiązki. Od tych obowiązków nie ma ucieczki, gdyż ceną jest czyjeś życie. Pasterz nie może porzucić owiec na pastwę wilków. To wydaje się frazesem i w tak spokojnych miejscach jak Polska nie kryje się za tym żadna głębsza myśl (a szkoda, ale to już jest temat na inną dyskusję), jednak staje się kwestią ostateczną, kiedy za progiem czyha śmierć. I tak przez pół filmu obserwujemy zmagania ośmiu osób z prawdą wiary i brzemieniem obowiązków, z których myśleli, że nie będą rozliczeni. Sceny w klasztorze, kiedy widzimy mnichów przerażonych, miotających się, wątpiących wyglądają bardzo prawdziwie i chwytają za serce. A jednocześnie stają się bardziej ogólnymi symbolami zmagań wszystkich ludzi, którzy na przestrzeni wieków stawali przed podobnym dylematem: uciec czy wytrwać. I nawet kiedy podejmują ostateczną decyzję, widać, jak wielki jest to dla nich ciężar.

Beauvois świetnie wygrywa przypowieść o bezsensownej brutalności konfrontując ją z nieśpiesznym tempem życia zamkniętej społeczności. Sprawia to, że każde wydarzenie nabiera niezwykłej intensywności, a każde osobiste zwątpienie staje się tragedią poruszającą serca. Bardzo, bardzo dobre, kontemplacyjne kino.

Ocena: 9

Komentarze

  1. Właśnie wróciłem z kina. Sam nie jestem w stanie powiedzieć czegokolwiek, co nie byłoby wzniosłym i patetycznym banałem. Podpisuję się więc pod Twoją znakomitą recenzją (i jeśli nie masz nic przeciwko temu pozwolę sobie dodać link do niej na swoim koncie na filmwebie). Bardzo trafnie wypunktowałeś atuty tego filmu. Dzięki!

    OdpowiedzUsuń
  2. oczywiście, że nie mam :)
    cieszę się, że okazała się pomocna

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Chętnie czytane

Hvítur, hvítur dagur (2019)

One Last Thing (2018)

The Sun Is Also a Star (2019)

Les dues vides d'Andrés Rabadán (2008)

Paradise (2013)