Megamind (2010)
Nie wiem, co jest bardziej niepokojące: to, jak przedstawiani są złoczyńcy w nowoczesnych animacjach czy to, że nikt, ale to nikt na to nie reaguje. I "Megamocny" przez swoją pozorną wywrotowość tylko jeszcze intensyfikuje problem.
Kiedyś zło nie miał swojej genezy. Czarownica była zła koniec kropka. Było to zło irracjonalne i oczywiste. A dziś czarnymi charakterami są ofiary, ofiary zaniedbań wychowawczych, osoby skrzywdzone w dzieciństwie. Wtłoczeni w role czarnych charakterów, dziś są karani za to, że zidentyfikowali się z narzuconą im tożsamością. Przedstawianie dzieciom idei, że ofiary są złe i należy jej karać może się odbić straszliwymi konsekwencjami, kiedy dzieci te dorosną. U Disneya tę koncepcję najwyraźniej widać w serialu "Fineasz i Ferb", gdzie we wspomnieniach Dundersztyca odkrywamy przerażające dzieciństwo. Podobnie jest w dreamwokrsowym "Megamocnym", gdzie tytułowy bohater nie dość, że wychowywany był przez więźniów, to potem jeszcze jest straszliwie traktowany w szkole.
Jednak w "Megamocnym" złoczyńca staje się bohaterem, więc wydawać by się mogło, że film DreamWorks Animation jest bardziej postępowy. Ale to tylko pozór. Film byłby naprawdę postępowy, gdyby to społeczeństwo widząc swoje błędne postępowanie, zmieniło swoje zachowanie w stosunku do ofiary. Ale nie, w "Megamocnym" społeczeństwo nie zmieniło się. To Megamocny musiał zrozumieć, że czynił źle, dokonać pokuty i zadośćuczynienia, które przybiera postać samoofiary. A zatem ofiara musi przyznać, że była sprawiedliwie bita, przeprosić, a wtedy litościwie zyska miłość i wdzięczność tych, przez których stała się zła i przez których cierpiała.
To przerażająca filozofia. W bajce może nie robić takiego wrażenia i wiele osób może powiedzieć, że nie ma o co robić hałasu. Ale podstawmy pod to inną sytuację. Na przykład zgwałconą kobietę. Najpierw kobieta zostaje zgwałcona. Potem przez społeczność zostaje naznaczona jako dziwka i ladacznica i na koniec skazana na ukamienowanie. Jeśli pokaja się, jeśli przyzna się do wywołania u mężczyzny pożądania, ukamienowanie może zostać łaskawie odwołane, a kobieta staje się bohaterką walki o równouprawnienie. I co? Naprawdę nie ma o co robić tyle hałasu? A najgorsze, że taka sytuacja miała niedawno naprawdę miejsce.
A sama animacja? Cóż, po bardzo inteligentnej i jakże innej animacji "Jak wytresować smoka", DreamWorks powraca do tego, co dało wytwórni największe sukcesy – do postmodernistycznej zabawy. I tak w "Megamocnym" mamy sporo odniesień, które czytelne będą do dla starszych widzów jak parodia wyborczego plakatu Obamy, czy odniesienia do Marlona Brando w "Supermanie". 3D zaś w końcu jest wykorzystane w sposób efekciarski, ale właśnie po to kupuje się droższe bilety, więc w tym przypadku to nie zarzut a zaleta.
Ocena: 7
Kiedyś zło nie miał swojej genezy. Czarownica była zła koniec kropka. Było to zło irracjonalne i oczywiste. A dziś czarnymi charakterami są ofiary, ofiary zaniedbań wychowawczych, osoby skrzywdzone w dzieciństwie. Wtłoczeni w role czarnych charakterów, dziś są karani za to, że zidentyfikowali się z narzuconą im tożsamością. Przedstawianie dzieciom idei, że ofiary są złe i należy jej karać może się odbić straszliwymi konsekwencjami, kiedy dzieci te dorosną. U Disneya tę koncepcję najwyraźniej widać w serialu "Fineasz i Ferb", gdzie we wspomnieniach Dundersztyca odkrywamy przerażające dzieciństwo. Podobnie jest w dreamwokrsowym "Megamocnym", gdzie tytułowy bohater nie dość, że wychowywany był przez więźniów, to potem jeszcze jest straszliwie traktowany w szkole.
Jednak w "Megamocnym" złoczyńca staje się bohaterem, więc wydawać by się mogło, że film DreamWorks Animation jest bardziej postępowy. Ale to tylko pozór. Film byłby naprawdę postępowy, gdyby to społeczeństwo widząc swoje błędne postępowanie, zmieniło swoje zachowanie w stosunku do ofiary. Ale nie, w "Megamocnym" społeczeństwo nie zmieniło się. To Megamocny musiał zrozumieć, że czynił źle, dokonać pokuty i zadośćuczynienia, które przybiera postać samoofiary. A zatem ofiara musi przyznać, że była sprawiedliwie bita, przeprosić, a wtedy litościwie zyska miłość i wdzięczność tych, przez których stała się zła i przez których cierpiała.
To przerażająca filozofia. W bajce może nie robić takiego wrażenia i wiele osób może powiedzieć, że nie ma o co robić hałasu. Ale podstawmy pod to inną sytuację. Na przykład zgwałconą kobietę. Najpierw kobieta zostaje zgwałcona. Potem przez społeczność zostaje naznaczona jako dziwka i ladacznica i na koniec skazana na ukamienowanie. Jeśli pokaja się, jeśli przyzna się do wywołania u mężczyzny pożądania, ukamienowanie może zostać łaskawie odwołane, a kobieta staje się bohaterką walki o równouprawnienie. I co? Naprawdę nie ma o co robić tyle hałasu? A najgorsze, że taka sytuacja miała niedawno naprawdę miejsce.
A sama animacja? Cóż, po bardzo inteligentnej i jakże innej animacji "Jak wytresować smoka", DreamWorks powraca do tego, co dało wytwórni największe sukcesy – do postmodernistycznej zabawy. I tak w "Megamocnym" mamy sporo odniesień, które czytelne będą do dla starszych widzów jak parodia wyborczego plakatu Obamy, czy odniesienia do Marlona Brando w "Supermanie". 3D zaś w końcu jest wykorzystane w sposób efekciarski, ale właśnie po to kupuje się droższe bilety, więc w tym przypadku to nie zarzut a zaleta.
Ocena: 7
Komentarze
Prześlij komentarz