Czarny Czwartek - Janek Wiśniewski padł (2011)
I znów to samo! Dlaczego choć raz, kiedy Polacy kręcą film o Ważnym Wydarzeniu, to zamiast skupiać się na nim nie spróbują opowiedzieć o ludziach, którzy zostali przez wydarzenie doświadczeni? Dlaczego zamiast zwyczajnych niezwyczajnych historii, muszę oglądać paradę patriotycznych haseł i idei. Najwyższa pora już z tym skończyć. Powtórka z nędznego "Katynia" nikomu nie jest potrzebna.
Film Krauzego nie jest aż tak zły jak "dzieło" Wajdy. Reżyser najwyraźniej rozumie konieczność posiadania bohatera, który byłby żywym człowiekiem. Jednak pomiędzy zrozumieniem a wykonaniem pozostała przepaść, którą Krauzemu nie udało się zakopać. "Czarny Czwartek" zaczyna się od sceny Wigilii na rok przez feralnym grudniem 1970. Zwyczajna rodzina łącząca koniec z końcem w czasach PRL-u. Ta scena wzbudziła moją nadzieję, że tym razem zobaczę inny film. Niestety wkrótce potem rodzina znika, prawie zupełnie zapomniana. Film wpada w znajome koleiny i tylko szosa jest nieco inna. Pomysł z wykorzystaniem materiałów archiwalnych jest niezły, ale Krauze przesadza z ich użyciem i w pewnym momencie "Czarny Czwartek" przeradza się w coś na kształt "997" czy "W-11".
"Czarnemu Czwartkowi" nie można odmówić dobrego wykonania. Nawet aktorstwo jest niezłe. Ale ten pietyzm, podniosły ton, w jaki nieuchronnie popada reżyser, jest koniec końców nie do wytrzymania. Ten film to obraz straconej szansy. Choć jest lepszy od "Katynia", to jednak daleko mu do "Jutro idziemy do kina", a przecież ten film był produkcją telewizyjną.
Ocena: 5
Ps. Sceny z Jandą chyba słusznie wycięto. Zupełnie nie mogę sobie wyobrazić, gdzie ją chcieli wcisnąć.
Film Krauzego nie jest aż tak zły jak "dzieło" Wajdy. Reżyser najwyraźniej rozumie konieczność posiadania bohatera, który byłby żywym człowiekiem. Jednak pomiędzy zrozumieniem a wykonaniem pozostała przepaść, którą Krauzemu nie udało się zakopać. "Czarny Czwartek" zaczyna się od sceny Wigilii na rok przez feralnym grudniem 1970. Zwyczajna rodzina łącząca koniec z końcem w czasach PRL-u. Ta scena wzbudziła moją nadzieję, że tym razem zobaczę inny film. Niestety wkrótce potem rodzina znika, prawie zupełnie zapomniana. Film wpada w znajome koleiny i tylko szosa jest nieco inna. Pomysł z wykorzystaniem materiałów archiwalnych jest niezły, ale Krauze przesadza z ich użyciem i w pewnym momencie "Czarny Czwartek" przeradza się w coś na kształt "997" czy "W-11".
"Czarnemu Czwartkowi" nie można odmówić dobrego wykonania. Nawet aktorstwo jest niezłe. Ale ten pietyzm, podniosły ton, w jaki nieuchronnie popada reżyser, jest koniec końców nie do wytrzymania. Ten film to obraz straconej szansy. Choć jest lepszy od "Katynia", to jednak daleko mu do "Jutro idziemy do kina", a przecież ten film był produkcją telewizyjną.
Ocena: 5
Ps. Sceny z Jandą chyba słusznie wycięto. Zupełnie nie mogę sobie wyobrazić, gdzie ją chcieli wcisnąć.
Komentarze
Prześlij komentarz