Pokoj v duši (2009)
Pokazywanie takich filmów w Polsce ma tylko jedną zaletę: pozwala nam się dowartościować. Przez lata docierały do nas głównie dzieła wybitne, przez co rozwijała się opinia, że nasi południowi sąsiedzi, czy to Czesi czy to Słowacy, kręcą lepsze filmy od nas. "Spokój w duszy" udowadnia, że i oni są w stanie robić całkiem niezłe gnioty.
W zasadzie trudno powiedzieć, po co ten film powstał i o czym opowiada. To, co jest w nim najciekawsze to obraz wioski położonej gdzieś na pogórzu karpackim. Dokumentalne portrety mieszkańców, zniszczonych, zmęczonych, porzuconych na uboczu pośród pięknych plenerów, świetnie sprawdziłyby się w półgodzinnym reportażu. Jednak twórcy najwyraźniej chcieli nakręcić pełnometrażową fabułę, więc upichcili jakąś pseudohistoryjkę, która nawet w "Klanie" by nie przeszła.
Główny bohater wychodzi z więzienia i musi zakończyć parę spraw. Wydaje mu się, że jest w sytuacji bez wyjścia, ale jakoś sobie radzi, po czym podejmuje zupełnie bezsensowna decyzję. Nie ma ona żadnego psychologicznego uzasadnienia (a przynajmniej twórcy go nie podają). Taki numer to odwalić mógł nastolatek, który dopiero wkracza w dorosłe życie albo osoba cierpiąca na chroniczną depresję. Jednak Tono nie jest ani jednym ani drugim. Co więcej w porównaniu z takimi choćby Cyganami, jego los wcale nie jest taki najgorszy, a jednak to żyją dalej, a on nie. Bez sensu.
Oprawa filmu też jest zupełnie od czapy. Muzyka Lorenca jest piękna, ale bardziej pasuje do filmu przyrodniczego lub o Janosiku, tu brzmi co najmniej absurdalnie. Charakteryzatorzy też się nie postarali. W zbliżeniach wyraźnie widać szminkę na ustach bohaterów.
Ocena: 3
W zasadzie trudno powiedzieć, po co ten film powstał i o czym opowiada. To, co jest w nim najciekawsze to obraz wioski położonej gdzieś na pogórzu karpackim. Dokumentalne portrety mieszkańców, zniszczonych, zmęczonych, porzuconych na uboczu pośród pięknych plenerów, świetnie sprawdziłyby się w półgodzinnym reportażu. Jednak twórcy najwyraźniej chcieli nakręcić pełnometrażową fabułę, więc upichcili jakąś pseudohistoryjkę, która nawet w "Klanie" by nie przeszła.
Główny bohater wychodzi z więzienia i musi zakończyć parę spraw. Wydaje mu się, że jest w sytuacji bez wyjścia, ale jakoś sobie radzi, po czym podejmuje zupełnie bezsensowna decyzję. Nie ma ona żadnego psychologicznego uzasadnienia (a przynajmniej twórcy go nie podają). Taki numer to odwalić mógł nastolatek, który dopiero wkracza w dorosłe życie albo osoba cierpiąca na chroniczną depresję. Jednak Tono nie jest ani jednym ani drugim. Co więcej w porównaniu z takimi choćby Cyganami, jego los wcale nie jest taki najgorszy, a jednak to żyją dalej, a on nie. Bez sensu.
Oprawa filmu też jest zupełnie od czapy. Muzyka Lorenca jest piękna, ale bardziej pasuje do filmu przyrodniczego lub o Janosiku, tu brzmi co najmniej absurdalnie. Charakteryzatorzy też się nie postarali. W zbliżeniach wyraźnie widać szminkę na ustach bohaterów.
Ocena: 3
Komentarze
Prześlij komentarz