A Dangerous Method (2011)
W jednej ze scen filmu Jung mówi, że czasem trzeba zrobić coś niewybaczalnego, by można było dalej żyć. Jeśli w takich kategoriach spojrzeć na obraz Cronenberga, to jestem w stanie zrozumieć, dlaczego "Niebezpieczna metoda" w ogóle powstała. Nie da się bowiem ukryć, że jest to rzecz nudna, sztywna niczym XIX-wieczny gorset moralny i absolutnie wyzbyta głębszego zrozumienia ludzkiej natury, co przecież do tej pory było siłą kina Cronenberga.
Rzadko kiedy jednak reżyser tak wprost próbował poruszyć temat natury ludzkiej. Jego poprzednim podobnym dziełem był "Pająk" i była to rzecz nie dla szerokiego grona odbiorców. Problem w tym, że "Niebezpieczna metoda" przeznaczona jest dla nikogo. Z jednej strony nie jestem w stanie nawet wyobrazić sobie, ile z tego filmu wyniosą osoby, który nie znają przynajmniej w zarysie podstaw teorii Freuda i Junga jak i ich biografii. Cronenberg bowiem większość kluczowych wydarzeń i koncepcji ledwie zarysowuje. Puste przestrzenie musimy wypełnić sami, znając to, co się naprawdę wydarzyło.
Z drugiej jednak strony film będzie raczej mało strawny dla osób znających się choćby trochę na psychoanalizie. Po macoszemu traktowane problemy i zjawiska mogą jedynie wywołać niesmak i zażenowanie. Cronenberg stawia kilka istotnych pytań zarówno o samą psychoanalizę jak o naturę ludzkich emocji, lecz wydaje się kompletnie nimi niezainteresowany, a już z całą pewnością nie chce szukać odpowiedzi.
Relacja Junga ze Spielrein jest bardzo płytko potraktowana, ale i tak wydaje się otchłanią bez dna w porównaniu z tym, jak zaprezentowano relację Junga i Freuda. Z całego filmu warte zapamiętania są jedynie dwie rzeczy: gra ciałem Keiry Knightley, która mogłaby z powodzeniem wystąpić w żeńskiej wersji "Wilkołaka" i w scenie transformacji można byłoby się prawie obyć bez efektów specjalnych oraz muzyczny temat przewodni, który więcej mówi o naturze głównych bohaterów niż cały film.
Ocena: 4
Komentarze
Prześlij komentarz