Restless (2011)
Najgorszy film Gusa Van Santa od czasu "Szukając siebie". Żenująco infantylna i do tego w złym guście przypowieść o umieraniu. "Restless" obronić się może, jeśli Van Sant zrobił go z myślą o dzieciach, bowiem śmierć jest tu rozkosznie słodziutka niczym szczeniak spaniela. I tylko dziecko może to kupić. Dorosłego (czy raczej emocjonalnie dojrzałego) jedynie obrazi.
Problemem filmu jest absolutna niezdolność Van Santa do połączenia przeciwieństw radości i śmierci, smutku i ekstrawersji. W efekcie całe "Restless" bazuje na mechanizmie wyparcia. Wszystko co złe zostało skrzętnie wymazane z ekranu. Umierająca Annabel przybiera porcelanowe kształty Mii Wasikowskiej. Jest to postać eteryczna, pozbawiona nawet cienia cierpienia czy bólu. Gdyby reżyser nie uciekł od ciemnej strony umierania i jednocześnie pokazał radość, jaką przynosi każdy kolejny dzień (zamiast gadać bzdety o porannych śpiewach ptaków), wtedy mógłby wyjść z tego dobry film.
Podobny problem mam z postacią Enocha. Który raz jest delikatnym, wycofanym chłopcem, a innym razem zadziornym, pewnym siebie ekstrawertykiem. Nic nie stało na przeszkodzie, by połączyć te cechy w jedną osobę. Jednak w "Restless" to się nie udało. Miałem wrażenie, że Enoch to dwie kompletnie różne osoby, które zamieniają się miejscami jak w kalejdoskopie.
No cóż, po serii mniej lub bardziej udanych filmów musiała w końcu Van Santowi przydarzyć się wtopa. Mam jednak nadzieję, że zaraz powróci do swojego normalnego poziomu.
Ocena: 4
A ja potwierdzam Twoje zniesmaczenie. Obejrzałam w ubiegłym tygodniu. Towarzyszyło mi męczące uczucie, że jestem za stara na oglądanie takich historii. Czyli uczucie nieprzyjemne, bo nie jest miło czuć się za starym. A sądzę, że cezura wiekowa jest tu niziutka.
OdpowiedzUsuńPewnie, że "Romeo i Julia" też mówi o emocjach młodzieńczych, ale to nie przeszkadza. Bohaterowie mogą się zachowywać irracjonalnie, nawet naiwnie, ale u Van Santa wszystko jest mydlane. I postać kamikadze, i Darwin z ptaszętami, i ceremonie pogrzebowe, i cukierki na stypie. Everything
Mam nadzieję, że ani ty ani ja nie jesteśmy jednak za starzy na podobne historie i że jednak winę ponosi zdziadziała infantylizacja Van Santa.
OdpowiedzUsuń