The Art of Getting By (2011)
"Sztuka dorastania" z pozoru wygląda jak całkiem sympatyczna opowieść o nieco wyalienowanym i nadwrażliwym młodzieńcu, który musi poukładać sobie życie, by coś osiągnąć i zdobyć dziewczynę, na której mu zależy. Fajny i krzepiący film, prawda? Otóż nie! Dla mnie obraz Wiesena jest kinowym odpowiednikiem wspaniałego tortu zakrapianego cyjankiem. "Sztuka dorastania" przeraziła mnie swoim przesłaniem i łatwością, z jaką zostało ono zaakceptowane przez twórców i widzów.
Głównym bohaterem filmu jest kończący liceum George. Chłopak różni się od swoich rówieśników. To, co dla reszty stanowi sens istnienia (nauka, balangi) jemu jest w zasadzie obojętne. Żyje w lęku przed życiem, jak sam to powiem. I ma w tym dużo racji. Wie, że staje przed wyborem. A wybór ten wydaje się zero-jedynkowy i ostateczny: albo weźmie się w garść i zacznie budować swoje miejsce w świecie albo czeka go trudne życie outsidera. W rzeczywistości chodzi tu o decyzję ostatecznego zaprzedania duszy i trafienia w tryby wszechobecnego systemu. System z jednej strony kusi wizją sukcesu, stabilizacji, pracy i rodziny, z drugiej straszy biedą, bezrobociem i rozpadem bliskich więzi. George buntuje się przeciwko temu i dlatego potrzebować będzie dwóch emocjonalnych szantaży, by ugiąć się przed wymaganiami Systemu. Pierwszy szantaż to dramatyczna sytuacja finansowa matki, z niewypowiedzianym oczekiwaniem, że jako dobry syn nie będzie dla rodzicielki ciężarem. Drugi szantaż to dziewczyna, którą bohater zobaczy w ramionach innego. Tu przesłanie jest dość jawnie postawione: albo będziesz sobą i mnie stracisz albo się zaadaptujesz i będę twoja.
Te szantaże dają skrzywiony obraz rzeczywistości. Chodzenie własną drogą może być bardzo trudne i często wiążę się z byciem odrzuconym lub niezrozumianym. Jednak z tego wcale nie wynika samotność ani to, że takie życie będzie cięższe od alternatywy. Kompromis na początku zawsze wydaje się łatwy do udźwignięcia, lecz nie zawsze w pełni udaje się zapomnieć o tym, kim się jest naprawdę (lub kim można było być), a wtedy jedynym rozwiązaniem, by trwać, będą systematyczne wizyty do lekarza po kolejną receptę na psychotropy.
A jednak "Sztuka dorastania" kończy się systemowym happy-endem, celebrującym właściwe decyzje bohatera i dającym mu wszystkie możliwe nagrody. Ja w tym czasie opłakiwałem bohatera, który pogrzebał swoją indywidualność na rzecz pozornej wyjątkowości w ramach systemu.
Ocena: 6
Głównym bohaterem filmu jest kończący liceum George. Chłopak różni się od swoich rówieśników. To, co dla reszty stanowi sens istnienia (nauka, balangi) jemu jest w zasadzie obojętne. Żyje w lęku przed życiem, jak sam to powiem. I ma w tym dużo racji. Wie, że staje przed wyborem. A wybór ten wydaje się zero-jedynkowy i ostateczny: albo weźmie się w garść i zacznie budować swoje miejsce w świecie albo czeka go trudne życie outsidera. W rzeczywistości chodzi tu o decyzję ostatecznego zaprzedania duszy i trafienia w tryby wszechobecnego systemu. System z jednej strony kusi wizją sukcesu, stabilizacji, pracy i rodziny, z drugiej straszy biedą, bezrobociem i rozpadem bliskich więzi. George buntuje się przeciwko temu i dlatego potrzebować będzie dwóch emocjonalnych szantaży, by ugiąć się przed wymaganiami Systemu. Pierwszy szantaż to dramatyczna sytuacja finansowa matki, z niewypowiedzianym oczekiwaniem, że jako dobry syn nie będzie dla rodzicielki ciężarem. Drugi szantaż to dziewczyna, którą bohater zobaczy w ramionach innego. Tu przesłanie jest dość jawnie postawione: albo będziesz sobą i mnie stracisz albo się zaadaptujesz i będę twoja.
Te szantaże dają skrzywiony obraz rzeczywistości. Chodzenie własną drogą może być bardzo trudne i często wiążę się z byciem odrzuconym lub niezrozumianym. Jednak z tego wcale nie wynika samotność ani to, że takie życie będzie cięższe od alternatywy. Kompromis na początku zawsze wydaje się łatwy do udźwignięcia, lecz nie zawsze w pełni udaje się zapomnieć o tym, kim się jest naprawdę (lub kim można było być), a wtedy jedynym rozwiązaniem, by trwać, będą systematyczne wizyty do lekarza po kolejną receptę na psychotropy.
A jednak "Sztuka dorastania" kończy się systemowym happy-endem, celebrującym właściwe decyzje bohatera i dającym mu wszystkie możliwe nagrody. Ja w tym czasie opłakiwałem bohatera, który pogrzebał swoją indywidualność na rzecz pozornej wyjątkowości w ramach systemu.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz