Code Blue (2011)
"Code Blue" to przewspaniała uczta dla zmysłów. Jasper Wolf stworzył znakomite zdjęcia, jedne z najlepszych, jakie widziałem w tym roku. To, z jakim perfekcyjnym znawstwem prowadzona jest kamera sprawiło, że chłonąłem obrazy z otwartymi ustami. W szczególności podobały mi się te fragmenty, gdzie mieliśmy do czynienia z podwójnym "przemieszczaniem się" przestrzeni (głównie w scenach w korytarzach szpitalu). Podobały mi się również te ujęcia, gdzie perspektywa odbiegała od standardu, gdy zdjęcia były kręcone pod nietypowymi kontami albo też z niższego (lub wyższego) niż zazwyczaj poziomu.
Z obrazem idealnie współgrała cisza i dźwięk. Otacza to nieśpieszną narrację ochronnym kokonem, nadając opowiadanej historii niezwykłego klimatu. To, co próbował zrobić reżyser "Piękna", Urszula Antoniak dokonała bez większego problemu.
"Code Blue" miałoby znacznie wyższą ocenę, gdyby nie fabuła, która jest niestety zbyt naiwna. Historia zakompleksionej kobiety pełnej niespełnionych pragnień przybiera tu rutynowy charakter przypowieści o seksualnej frustratce szukającej sadomasochistycznych wrażeń. Jeszcze początek, kiedy bohaterka jawi się widzom jako diabeł miłosierdzia, historia trzyma poziom. Jednak od sceny przyjęcia, reżyserka straciła mnie. To było najgłupsze, najbardziej prymitywne i prostackie posunięcie fabularne, jakie tylko można sobie wyobrazić. Naprawdę twórcy mogli się wysilić trochę bardziej. Scena "seksu" jest już tylko oczywistym postawieniem kropki nad przysłowiowym "i".
Ocena: 7
Komentarze
Prześlij komentarz