Machine Gun Preacher (2011)
To powinien był być dobry film. Materiał wyjściowy, którego elementy trafiły do ostatecznej wersji, był mocny i dawał okazję do opowiedzenia zarówno historii konkretnego człowieka jak i o bardziej uniwersalnej przypadłości, jaką jest konieczność poradzenia sobie z pozycją bycia odpowiedzialnym za losy wielu ludzi.
"Kaznodzieja z karabinem" mógł być fantastyczną przypowieścią o tym, jak pomoc dzieciom z południowego Sudanu staje się uzależnieniem identycznym jak narkomania, powoli zżerającym od środka, przekształcającym pierwotne uniesienie we wściekłość, która z kolei przeradza się w przemoc i autoagresję. W ten sposób mogła to być także opowieść o tym, jak bohater staje się potworem. "Kaznodzieja" mógł też być interesującym rozważaniem nad makiawelizmem w obliczu ludobójstwa.
Niestety z nieznanych mi przyczyn twórcy bardzo pobieżnie potraktowali temat. Nawet kluczowe wydarzenia są pokazane w sposób łagodny, zdystansowany. Wszystkiemu brakuje emocjonalnej intensywności, której należałoby się spodziewać po postaci takiej jak Sam. Po Forsterze można było spodziewać się więcej, a tak, z artystycznego punktu widzenia, jego film jest porównywalny do "Darfuru" Bolla.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz