Moneyball (2011)
Nie rozumiem baseballa. Jak dla mnie jest to jedna z
najnudniejszych gier na świecie, zaraz po krykiecie. Ale gdyby wyglądała tak,
jak to pokazano w sekwencji bicia rekordu Ligii, pewnie byłbym wielkim fanem. To, co Miller i spółka zrobili jest po prostu
niewiarygodne. Stworzyli ekscytujący dramat pełen napięcia i magii, czyniąc z
baseballa rzecz o rozmiarach greckiej tragedii.
Jednak "Moneyball" to coś więcej niż tylko film o
dyscyplinie sportu. Wykorzystując prawdziwe wydarzenia, twórcy postawili sobie
bardziej ambitne zadanie. Ich film to w rzeczywistości przypowieść o żywej
demokracji i potrzebie zmiany. To opowieść o reformatorze, o tym jak trudne i
odważne jest wyjście poza klatkę sztywnego myślenia "tak jak wszyscy" i szukanie
nowych rozwiązań, bardziej przystających do aktualnie stojących wyzwań. Przez
to "Moneyball" można uznać za lewacką propagandę, ale jej wydźwięk
jest tak uniwersalny, że będzie zrozumiała i dla Amerykanów i dla
Europejczyków.
Jako przypowieść, film w zasadzie nie mówi nic nowego, ale
jest na tyle zgrabnie zrobiony, że nie sposób nie poddać się jego urokowi.
Miller raz jeszcze potwierdził swą klasę, choć oczywiście nie jest to tak udana
rzecz jak "Capote".
Ocena: 7
Nie cierpię wszystkiego, co związane ze sportem, a już przede wszystkim filmów o sporcie. Na "Moneyball" chyba się jednak wybiorę - zwłaszcza, że tu i ówdzie słyszę, że to nie sport przede wszystkim w nim chodzi.
OdpowiedzUsuńMam do Ciebie jedno pytanie: jak wypadł tutaj Brad Pitt? Czy pochwały na temat jego występu są słuszne?
Brad Pitt zagrał dobrze i słusznie jest chwalony, jednak lepszą rolę zagrał w "Drzewie życia"
OdpowiedzUsuńDzięki. O to właśnie mi chodziło. :)
OdpowiedzUsuń