New Year's Eve (2011)
Ponoć nie można dwa razy wejść do tej samej rzeki. Co nie znaczy, że ludzie tego nie próbują. Garry Marshall odniósł sukces z "Walentynkami", więc postanowił powtórzyć go z "Sylwestrem". Rezultat jest opłakany.
Podobnie jak w "Walentynkach" Marshallowi w ogóle nie udało się oddać ducha świąt. Ale tamten film miał przynajmniej zabawne momenty. W "Sylwestrze" mogę je zliczyć na palcach jednej ręki. Najbardziej rozśmieszyło mnie Tila Schweigera Szwabem. Zabawne było też urodzenie przez Biel płyt z "Walentynkami" oraz taniec Zaca Efrona. Reszta jest niestety nudna, wymuszona i wtórna. Reżyser bazuje na stereotypach i tym, co widzowie doskonale znają, stąd Sofía Vergara czy Lea Michele zachowują się tak, jakby wciąż byli na planie seriali, które przyniosły im sławę. Zwłaszcza potraktowanie innych ras i narodowości aż prosi się o naganę.
Niestety wypada do kina na "Sylwestra w Nowym Jorku" był jedną wielka pomyłką. Szkoda.
Ocena: 3
Komentarze
Prześlij komentarz