Mandrill (2009)
Ernesto Díaz Espinoza staje się powoli moim ulubionym reżyserem guilty pleasures. "Mandrill" to jego trzeci film, jaki oglądam i choć wiele można im zarzucić, to tylko podsycają mój apetyt na więcej.
"Mandrill" nie jest obrazem, który można traktować poważnie. Niewiele w nim jest sensu. Fabuła jest schematyczna i maksymalnie uproszczona. Broni się jednak, ponieważ całość wystylizowano na podróbki amerykańskich filmów szpiegowskich z lat 60. i 70. To pozwala wziąć całość w cudzysłów i bawić się idiotyzmami, przerysowanymi dialogami i historią, w której jest wszystko: od zemsty po miłość.
No i Marko Zaror nieźle kopie. Ciekawe, czy uda mu się zrobić karierę w Hollywood. Udział w "Undisputed III" sugeruje, że przynajmniej o tym myśli.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz