Paradies: Liebe (2012)
"Raj : miłość" udowadnia, że naiwność nie jest cnotą, a wręcz przeciwnie grzechem ciężkim. Na przykładzie (seks)turystyki Ulrich Seidl uczy także widzów podstaw ekonomii, prawa podaży i popytu, a przede wszystkim tego, byśmy wiedzieli, na co się decydujemy.
Teresa jest jak klienci Amber Gold. Bez nawet podstawowej wiedzy decyduje się skorzystać z dodatkowych atrakcji urlopu w Kenii. Wierzy, bo chce wierzyć, że obietnice hojnie obdarzonego przez naturę "czarnulka" to czysta prawda, że otrzymuje właśnie to, czego oczekuje, a o wykorzystywaniu nie ma nawet mowy. I tak jak klienci Amber Gold, tak i ona grubo się na tym przejechała. Pomysłowość Mungi w wyciąganiu kasy z grubej Niemki nie zna granicy. Na tym jednak naiwność Teresy wcale się nie kończy. Lekcja poszła w las i kiedy napatoczył się kolejny miły facet, znów dała się naciągnąć.
Teresa nie potrafi podchodzić do sprawy relacji fizycznej w sposób pragmatyczny, jak jej znajome z ośrodka wczasowego. Te niby przytakują jej, kiedy dzieli się marzeniami, by spotkać faceta, który zobaczy prawdziwą ją a nie tylko jej ciało. Gdy jednak przychodzi co do czego, doskonale zdają sobie sprawę, że to jest czysta transakcja handlowa: one płacą i wymagają. Dlatego też koniec końców one wrócą do domu zrelaksowane, a Terasa nie będzie mogła sobie spojrzeć w lustro, kiedy zda sobie sprawę z tego, w co się pod koniec urlopu zmieniła. Jej wstrząsane szlochem w przedostatniej scenie cielsko nie budzi u mnie żadnego współczucia. Sama sobie zgotowała ten los.
Seidl stawia też pytanie na ile seksualna turystyka jest "zła" i kto kogo w tej sytuacji wykorzystuje. Reżyser jest dość cyniczny i bez mrugnięcia okiem pokazuje, jak prężnym biznesem jest seksturystyka, ilu ludzi dzięki zarobionym na białych pieniądzach może godnie żyć. Kluczowa jest tu jedna z pierwszych scen w Kenii, kiedy widzimy turystów opalających się na leżakach, a dwa metry dalej, w żarze lejącym się z nieba stoją tubylcy gapiąc się w nadziei, że któryś z turystów wyjdzie do nich i da zarobić. I kto w tej sytuacji jest większym draniem? Ten kto leży i drażni nadzieją pieniędzy, która jest na wyciągnięcie ręki, ale jednak poza zasięgiem? Czy ten, kto zignoruje moralne skrupuły i skorzysta z czarnych atrakcji.
Oczywiście Seidl w żadnym razie nie usprawiedliwia białych turystek. Jest dla niego jasne, że bez nich wszyscy ci młodzi i gibcy mężczyźni znaleźliby sobie inne zajęcie. Jednak w tej konkretnej sytuacji, kiedy obie strony z takich lub innych powodów decydują się na seks (czy finansowe powody są gorsze od emocjonalnych?), temat wykorzystywania rozmywa się. Mężczyźni oczekują konkretnych zachowań. Obie strony uczestniczą w pewnym tańcu i jeśli znają jego zasady, wszystko jest w porządku. Gorzej, kiedy – tak jak Teresa – zasady te są im obce. Wtedy w oczywisty sposób stają się ofiarami. Pierwsze spotkanie Teresy z Kenijczykiem jest czymś na pograniczu gwałtu i to nie ona jest drapieżnikiem.
Sam film jest trochę zbyt suchy. Owszem, ma w sobie posmak autentyczności, ale nie wgryza się tak w człowieka, jak poprzedni film Seidla.
Ocena: 7
Jak ja Cię strasznie nie lubię, że już widziałeś najnowszy film Seidla i Haneke.
OdpowiedzUsuńA widziałeś polski dokument, w podobnym temacie "Darling aj lowe ju"?
Niestety nie widziałem. Cóż to takiego?
OdpowiedzUsuńNo cóz, film który udaje dokument. Opowiada o Polakach, w głownej mierze Polkach, starszych i młodych, które wyjeżdżają do Egiptu, bynajmniej nie w celach turystycznych, a głownie po to by złapać parę chwil luksusu, wszelkiego gatunku, dostarczonego im przez ciemnoskórych tubylców. Pojawia się także wątek pani w dojrzałym wieku, ktora sponsoruje gospodarcze przedsięwzięcia jednego z Egipcjan. Film nie przekonuje, czuje się, że występują w nim aktorzy, udający autentycznych bohaterów.
OdpowiedzUsuńA, słyszałem o tym filmie, ale nie kojarzyłem tytułu. No tak, jakoś nie miałem ochoty tego oglądać i po Twoim komentarzu widzę, że dobrze zrobiłem słuchając intuicji.
OdpowiedzUsuńWidzę, że mamy bardzo podobne odczucia i refleksje względem tego filmu. Pamiętasz, gdzieś przy okazji też wpisałam, że Teresa nie budzi współczucia (mimo, że taka samotna i spragniona miłości, wszelakiej - telefony do córki), a wręcz się prosi o komentarz: sama chciała, dostała to co na co zasłużyła. Myślę, że podświadomie zdawała sobie sprawę, nie miała przecież złudzeń co do swych warunków fizycznych i wieku, że daremne bedą poszukiwania miłości akurat wśród czarnych ubogich młodziaków, ale była na tyle zdesperowana, spragniona i samotna, że dała się ponieść marzeniom, złudzeniom, daremnym nadziejom. Ileż bardziej uczciwie, wobec siebie i wszystkich, postępują te panie ( i o nich też była mowa w polskim dokumencie "i lawe ju", które uczciwie przystępują z młodym Egipcjaninem do niemówionej transakcji z przymrużeniem oka, która ma polegać na obustronnym świadczeniu sobie usług - on będzie białą kobietę w średnim wieku i o średniej urodzie dowartościowywał, a ona będzie dowartościowywała jego portfel. Życie tak i tak jest przecież iluzją, jak mawiają niektórzy poeci.
OdpowiedzUsuńBo tak jak pytasz, - czy finansowe powody są gorsze od emocjonalnych? Ja uważam, że jesli obie strony grają w otwarte karty, to na pewno nie.
Tak jak pisałam przy okazji "sponsoringu", relacje międzyludzkie to świadczenie sobie wzajemnie wszelkich usług.
Ale Teresa szybko się nauczyła jak biała pani powinna traktować Afrykańczyków (urodziny i po urodzinach)- krótko trzymać na smyczy, popuścić tylko wtedy, kiedy piesek zasłuży, szkoda, że stała się cyniczna, była bardziej sympatyczna jednak będą nawiną paniusią o dobrym sercu. Mogła nie wychodzić z tej roli do końca filmu, ale skończyć z dotowaniem choroby "siostry", udawać, że nie ma już pieniędzy i zakończyć tę znajmość jakby się nic nie stało.
Szkoda, że tak łatwo weszła w rolę narzuconą jej przez te drapieżne kobiety. Owszem, pozbyła się wszystkich złudzeń, ale nie jestem pewna, czy poczuła się lepiej po tym urodzinowym wieczorze.
raczej nie poczuła się, bo też kto z nas łatwo pogodzi się z tym, że marzenia są tylko marzeniami
OdpowiedzUsuń