Comic-Con Episode IV: A Fan's Hope (2011)
Comic-Con w San Diego to symbol komercjalizacji świata geeków i nerdów, który z jednej strony daje im dostęp do szalonej masy atrakcji, ale z drugiej uczynił z nich obywateli niemal drugiej kategorii w ich własnym świecie. Dokument Morgana Spurlocka to fascynujące spojrzenie w ten przedziwny świat paradoksów.
To co rzuca się w oczy na samym początku, to niesamowita pasja i zaangażowanie. Bohaterami dokumentu są dziwolągi, którym jednak trudno nie zazdrościć. Ta ich totalna fiksacja jest naprawdę godna podziwu. Sam chciałbym posiadać zdolność absolutnego poświęcenia się dla jednej wyłącznie rzeczy. I choć film jest pieśnią pochwalną na cześć nerdów i geeków, to jednak nie ogranicza się wyłącznie do wielbienia naiwności.
"Comic-Con" pokazuje też drapieżną stronę całego przedsięwzięcia, gdzie pasja przestaje być czymś, co robi się tylko dlatego, że się to kocha, ale staje się pomysłem na zawodową karierę. Większość z bohaterów filmu albo zarabia na fanach albo chciałaby zarabiać. Zresztą definicja fana mocno się rozszerzyła, stając się terminem ekonomicznym, skalą bezwzględnego wyzysku ze strony wielkich korporacji medialno-zabawkarskich.
I znów Spurlock mógł wejść na tory żalącego się sentymentalizmu i opowiadać o tym, jak to środowisko się zepsuło. Ale on nie dał wciągnąć w tę pułapkę. Zamiast tego, niczym mistrz zen obserwuje i akceptuje zmiany, wiedząc, że i obecna komercyjna koniunktura jest fazą, jedną z wielu.
Ocena: 8
Komentarze
Prześlij komentarz