September Eleven 1683 (2012)
Renzo Martinelli jest moim nowym idolem. W genialny sposób ośmieszył Polaków, a raczej sprawił, że ci sami się wygłupili. Awantura o orła i krzyż odsłoniła wszystkie najgorsze wady Polaków z pieniactwem na czele. Tym, którzy tak wrzeszczeli, że "Bitwa pod Wiedniem" mija się z prawdą historyczną, musi być teraz naprawdę głupio (a przynajmniej powinno być, jeśli mają choć trochę przyzwoitości). W filmie, w którym ludzie zmieniają się w wilki, duchy chadzają po ziemi, miecze same z siebie goreją, a ślepi nagle zaczynają widzieć, mówienie o jakiejkolwiek prawdzie jest totalnym absurdem. "Bitwa pod Wiedniem" ma tyle samo wspólnego z historią Europy, co "Xena".
Martinelli ma u mnie plus również za poczucie humoru, choć chyba to wyszło mu zupełnie przypadkiem. Ja wiem, że Adamczyk znalazł się w obsadzie tylko dlatego, że jest – obok Jerzego Stuhra – pradopodobnie najbardziej rozpoznawanym polskim aktorem we Włoszech. Mimo to, trudno nie śmiać się, kiedy widzi się "człowieka, który został papieżem" w roli cesarza mówiącego tak, jakby nieustannie był kopany w jądra. Nie sposób też pozostać poważnym, kiedy Bachleda-Curuś zachwyca się mnisimi rękami, które leczą.
Sam film przypomina raczej jakąś grę komputerową niż rzeczywistą produkcję kinową. Kiedy zobaczyłem pierwszą scenę, górski krajobraz, poczułem się tak, jakbym oglądał "Skyrim" na dużym ekranie. Krew i zwierzaki również są tak sztuczne, że "kupić" je można byłoby tylko w jakimś RPG. Za to sceny z oblężonego Wiednia przywodziły mi na myśl ostrzał z makaronu z "Pana Kleksa w Kosmosie", choć chyba w filmie Gradkowskiego efekty specjalne były mimo wszystko lepsze.
Jednak techniczne niedociągnięcia mógłbym wybaczyć. Jak już nie raz wspominałem, jestem fanem filmów spod znaku peplum. Jednak tego, czego nie jestem w stanie zignorować, to potworna antyislamska propaganda. Z "Bitwy pod Wiedniem" wyziera fanatyzm najgorszego rodzaju. Gdyby wciśnięto do niego "agenta brzozę" i portret Kaczyńskiego, film mógłby spokojnie uzyskać błogosławieństwo ojca Rydzyka. Choć chrześcijanie nie są tu zupełnie wybieleni, to sposób pokazania muzułmanów jest odrażający. I nie chodzi mi tu o postać Kary Mustafy, a o Abula. Na jego przykładzie twórcy pokazują "zasadę trzech Z", jaką kierują się muzułmanie: zerżnąć, zapłodnić, zdradzić. Sorry, ale tego było dla mnie za wiele.
Ocena: 2
Komentarze
Prześlij komentarz