Alex Cross (2012)


Nie wierzę, że za scenariuszem filmu stoją prawdziwi ludzie. Od początku do końca "Alex Cross" wygląda jak rzecz wypluta przez automat i to zaopatrzony w dość prosty algorytm fabularny. W rezultacie całość jest jak bryła węgla, którą ktoś próbuje wcisnąć widzom jako diament. To, że oba posiadają tę samą strukturę, nie znaczy, że są tożsame.


Mechaniczność narracji widać już od pierwszych minut. Najpierw mamy trzy sceny przedstawiające głównego bohatera. Pierwsza pokazuje, że choć ma tytuł doktora, to bierze czynny udział w akcjach. Druga pokazuje jego troskę o bliźnich. Trzecia zaś jest świadectwem jego genialnego zmysłu obserwacji i wyciągania wniosków. Potem są dwie sceny przedstawiające złoczyńcę, a później jest równie przewidywalnie. Najbardziej zaskakują więc absurdy w grze aktorskiej. Wychudzony Matthew Fox wygląda jak bohater dramatu o mężczyźnie umierającym na raka, a nie jak morderca-psychopata. O mało nie popłakałem się ze śmiechu, kiedy Tyler Perry wygłasza mowę-portret psychologiczny sprawcy. Swój tekst deklamuje, jakby to był co najmniej monolog Otella. Rozbrajająco kretyńska jest finałowa konfrontacja, biorąc pod uwagę to, w jaki sposób Fox został zaprezentowany w pierwszej swojej scenie.

Z całego filmu spodobała mi się tylko jedna scena: na końcu w samochodzie. Z pozoru najbardziej sztuczna i wymuszona, w porównaniu z całą resztą wypada wyjątkowo prawdziwie.

Ocena: 2

Komentarze

Chętnie czytane

Whiplash (2014)

The Revenant (2015)

En kort en lang (2001)

Dheepan (2015)