Argo (2012)
No proszę, jednak Hollywood może zmienić świat. Na nieszczęście dla Fabryki Marzeń jest to wyłącznie możliwe wtedy, kiedy darują sobie realizację filmu. To jedna z lekcji, jaką wyniosłem po seansie "Operacji Argo". Drugą jest to, że bohatera od zdrajcy dzieli tylko koniec misji. Obaj łamią reguły, ale bohaterem jest tylko ten, który mimo odmowy wykonania rozkazu jest w stanie doprowadzić misję do pożądanego końca.
Muszę powiedzieć, że fajnie ogląda się nowy film Afflecka. Przyklaskuję jego samodyscyplinie. Ta historia jest tak niewiarygodna, że aż prosiła się o efekciarskie jej opowiedzenie. Tymczasem Affleck poszedł inną drogą i stworzył bardzo solidne widowisko. Tyle tylko, że mimo wszystkich ochów i achów, "Argo" pozostaje "zaledwie" dziełem rzemieślnika. Dobrze wykonanym, starannie przemyślanym, ale nie ma w sobie tego pierwiastka zapewniającego transcendencję. Co w przypadku filmu, który się spodobał, jest powodem do żalu.
Nie podoba mi się końcówka, te oklaski i łzy, ale to jest bardzo trudny moment w każdym filmie o podobnej konstrukcji i praktycznie zawsze twórca na nim się wykłada, więc nie mam o to do Afflecka pretensji. Za to bardzo fajne jest to, że nakreślając okoliczności całego wydarzenia nie ograniczają się do samej rewolucji, ale też pokazują, jaką rolę odegrały Stany Zjednoczone w obalaniu demokracji w Iranie i jak sami sobie wyhodowali żmiję, która do dziś im zagraża.
"Argo" jest dla Afflecka kolejnym ważnym krokiem w karierze reżyserskiej. Wszystko wskazuje na to, że po Eastwoodzie w Hollywood zadomowił się kolejny aktor-reżyser. Wielu innych próbowało, mało kto jednak może poszczycić się taką stabilnością co Affleck. Oby tak dalej.
Ocena: 7
Komentarze
Prześlij komentarz