Manipulation (2011)
Film straconych szans. I to na bardzo wielu płaszczyznach. Wszystko jest tu letnie, rozrzedzone tak, że cały smak i oryginalność są niemal niewyczuwalne. Zastąpiła je bezbarwna rutyna, teatralna maniera i absolutny brak pomysłu na to, co chce się przekazać.
A przecież mógł być to znakomity aktorski pojedynek. Sytuacja, w której mistrz propagandy spotyka się z mistrzem przesłuchań aż prosiła się o starcie dwóch wielkich manipulatorów. Przerzucanie się argumentami, nagłe zwroty akcji, szala przechylająca się to na jedną to na drugą stronę, nowe teorie co chwilę falsyfikowane lub wspierane. W scenariuszu pozostały po tym odległe echa, ale poza pojedynczymi ripostami na ekranie nic z tego nie zostało pokazane.
To mógł być również świetny komentarz do współczesnej roli massmediów, które w poszukiwaniu ekskluzywnych materiałów, wyścigu o to, kto pierwszy o czymś powiadomi, nie patrzą na ręce dające im poufne informacje, przez co same są manipulowane, jednocześnie dokonując manipulacji opinii publicznej. Ale poza patetycznym przemówieniem jednego z bohaterów i ten wątek ginie w powijakach.
Najgorsza jest jednak konstrukcja bohatera granego przez Brandauera. Niby ma to być doświadczony spec od przesłuchań, który musiał podczas swojej kariery wiedzieć dużo (zwłaszcza że zaczynał ją podczas I Wojny Światowej, a akcja rozgrywa się w 1956-7 roku). Mimo to zachowuje się jak naiwna panienka, która żyła w kokonie, chroniona przed wszystkim co złe w świecie. Gdyby jego motywację choć trochę powiązano ze zranioną ambicją (że ktoś go wystrychnął na dudka) albo gdyby powiązano ją z chęcią pozostawienia po sobie spuścizny, skoro przechodzi na emeryturę, wtedy może jeszcze bym to kupił. W tej wersji jest to pic na wodę.
Ocena: 4
Komentarze
Prześlij komentarz