The Sensei (2008)
Hmm. Dziwny to film. Mam wrażenie, że jest co najmniej o 10 lat spóźniony. Wtedy jego toporność i moralizatorstwo nie raziłoby, bo wpisywałoby się w trend rozliczeniowy z czasami początku epidemii AIDS. Dziś jego anachroniczność razi.
Bohaterowie są zbyt płascy. Pomysł, by zrobić poważną wariację na temat "Karate Kid" ginie gdzieś w odmętach fabuły, która miota się pomiędzy historią młodego geja a umierającej na AIDS mistrzyni karate. Rezultat jest niestety mało satysfakcjonujący.
Ocena: 5
Bohaterowie są zbyt płascy. Pomysł, by zrobić poważną wariację na temat "Karate Kid" ginie gdzieś w odmętach fabuły, która miota się pomiędzy historią młodego geja a umierającej na AIDS mistrzyni karate. Rezultat jest niestety mało satysfakcjonujący.
Ocena: 5
przepraszam, że zwracam uwagę, ale film jest z 2008 roku, więc niestety jest topornie moralizatorski. Oglądanie go w 2012 jest wyzwaniem, zwłaszcza jeśli widziało się kilka filmów i/lub seriali, które powiedziały coś więcej
OdpowiedzUsuńNie mogę się zgodzić. Pierwsza dekada XXI wieku charakteryzowała się już znacznie większą dojrzałością i różnorodnością tematyczną filmów. Wystarczy wspomnieć "Hate Crime", "Fighting Tommy Riley" czy znakomity "Soldier's Girl".
OdpowiedzUsuńNa usprawiedliwienie "Sensei" trzeba przyznać, że owszem podobnych, anachronicznych rozczarowań było więcej. I co ciekawe, prawie zawsze dotyczyły one filmów inspirowanych prawdziwymi wydarzeniami. Jak choćby "Pedro".
W "Sensei" wydaje mi się największym problemem jest to, że reżyserka jednocześnie gra w filmie.