Drogówka (2012)
Smarzowski jest już chyba na zawsze dla mnie stracony. Nie kupuję jego maniery, jego potrzeby przebijania sprawności technicznej i polotu narracyjnego artystycznymi ambicjami. "Drogówka" była dla mnie prawdziwie traumatycznym przeżyciem. Nie dlatego, że jest to słaby film, ale dlatego, że jest to film wielu straconych okazji.
Na początku "Drogówka" wydaje się współczesnym odpowiednikiem filmów Barei. Tak jak tamten wyśmiewał absurdy życia w czasach komuny, tak Smarzowski celnie wypunktowuje dzisiejsze paranoje. Strzela absurdalnymi seriami scen niczym z karabinu maszynowego. Momentami wydaje się, że jest tego za dużo, za szybko, ale to jeszcze byłem w stanie zaakceptować.
Potem "Drogówka" zmienia się w rasowe kino sensacyjne. Główny bohater niczym Bourne jest ścigany i sam ściga. Wykazuje się przy tym sprytem rodem ze skandynawskich kryminałów i sprawnością fizyczną, jakby ćwiczył we francuskich filmach akcji sceny parkouru. Ale nie. Kino gatunkowe jest poniżej Smarzowskiego, co udowodnił już w "Domu złym". Dlatego też genialna fabuła, która mogłaby w końcu polskie kino przywrócić mapie światowego filmu, musiał "wzbogacić" o dramat społeczny, hiperrealizm, wszystko utaplać w brudzie, smrodzie i wódzie. I wszystko po to, by na końcu objawić widzom, iż "Drogówka" jest artystycznym komentarzem do obecnej sytuacji na polityczno-gospodarczej scenie Polski.
Do tego dochodzą zabawy formalne a to rodem z kina found footage, a to tricki wizualne, które lata temu uskuteczniał Gaspar Noé. A ja z każdą kolejną minutą pogrążałem się w coraz większej depresji zadając sobie w duchu pytanie: dlaczego Smarzowski nie chce zadowolić się kinem gatunkowym? Owszem, scena wypadku i nagły szczękościsk dziwki trochę złagodziły mój zły humor, ale niestety to za mało, bym mógł wybaczyć reżyserowi jego przerośnięty gruczoł ambicji.
A najgorsze w tym wszystkim jest to, że Smarzowski jest piekielnie utalentowanym twórcą. Od strony technicznej nie ma sobie obecnie w Polsce równych. To, co robi z obrazem, dźwiękiem, montażem to są mistrzowskie rzeczy (choć niestety "Drogówka" wygląda trochę jak składanka z najlepszymi utworami reżysera zaczynając się nawiązaniem do "Wesela" a kończąc jak "Dom zły"). Przez to jeszcze trudniej jest mi zaakceptować jego wybory.
Ocena: 4
PS. Za 10 lat "Drogówka" będzie miała przede wszystkim wartość historyczną. Jest bowiem zapisem tego, jak Warszawa wyglądała na początku 2012 roku. Swoją drogą budka z chińczykiem w centrum i wszystkie burdele Warszawy powinny być wdzięczne Smarzowskiemu za reklamę, jaką im sprawił.
Na początku "Drogówka" wydaje się współczesnym odpowiednikiem filmów Barei. Tak jak tamten wyśmiewał absurdy życia w czasach komuny, tak Smarzowski celnie wypunktowuje dzisiejsze paranoje. Strzela absurdalnymi seriami scen niczym z karabinu maszynowego. Momentami wydaje się, że jest tego za dużo, za szybko, ale to jeszcze byłem w stanie zaakceptować.
Potem "Drogówka" zmienia się w rasowe kino sensacyjne. Główny bohater niczym Bourne jest ścigany i sam ściga. Wykazuje się przy tym sprytem rodem ze skandynawskich kryminałów i sprawnością fizyczną, jakby ćwiczył we francuskich filmach akcji sceny parkouru. Ale nie. Kino gatunkowe jest poniżej Smarzowskiego, co udowodnił już w "Domu złym". Dlatego też genialna fabuła, która mogłaby w końcu polskie kino przywrócić mapie światowego filmu, musiał "wzbogacić" o dramat społeczny, hiperrealizm, wszystko utaplać w brudzie, smrodzie i wódzie. I wszystko po to, by na końcu objawić widzom, iż "Drogówka" jest artystycznym komentarzem do obecnej sytuacji na polityczno-gospodarczej scenie Polski.
Do tego dochodzą zabawy formalne a to rodem z kina found footage, a to tricki wizualne, które lata temu uskuteczniał Gaspar Noé. A ja z każdą kolejną minutą pogrążałem się w coraz większej depresji zadając sobie w duchu pytanie: dlaczego Smarzowski nie chce zadowolić się kinem gatunkowym? Owszem, scena wypadku i nagły szczękościsk dziwki trochę złagodziły mój zły humor, ale niestety to za mało, bym mógł wybaczyć reżyserowi jego przerośnięty gruczoł ambicji.
A najgorsze w tym wszystkim jest to, że Smarzowski jest piekielnie utalentowanym twórcą. Od strony technicznej nie ma sobie obecnie w Polsce równych. To, co robi z obrazem, dźwiękiem, montażem to są mistrzowskie rzeczy (choć niestety "Drogówka" wygląda trochę jak składanka z najlepszymi utworami reżysera zaczynając się nawiązaniem do "Wesela" a kończąc jak "Dom zły"). Przez to jeszcze trudniej jest mi zaakceptować jego wybory.
Ocena: 4
PS. Za 10 lat "Drogówka" będzie miała przede wszystkim wartość historyczną. Jest bowiem zapisem tego, jak Warszawa wyglądała na początku 2012 roku. Swoją drogą budka z chińczykiem w centrum i wszystkie burdele Warszawy powinny być wdzięczne Smarzowskiemu za reklamę, jaką im sprawił.
Komentarze
Prześlij komentarz