Hypnotisören (2012)
Nie mogę w to uwierzyć. Lasse Hallström od dawna nie nakręcił nic porywającego (ostatnim naprawdę udanym jego filmem był dla mnie "Blef"), ale zawsze trzymał przynajmniej przyzwoity poziom. Wydawać by się mogło, że powrót do kraju da mu większą wolność twórczą (za cenę mniejszego budżetu rzecz jasna). Tymczasem on kręci coś takiego???
Skandynawowie na potęgę produkują kryminały i większość z nich wypada bardzo dobrze. Tym bardziej trudno jest mi zrozumieć, jak powstał "Hipnotyzer". Toż to jest rzecz tak zła, że gdyby nakręcił ją student wydziału reżyserskiego filmówki, to bym go oblał. Początek jest rozwlekły, Hallström nie spieszy się, daje sobie czas, żeby opowiadać o niczym. Za to w końcówce pędzi na oślep, bez zwracania uwagi na konsekwencje dla fabuły. Najgorsze są jednak wszystkie książkowe wtręty pozostawione bez składu i ładu, jak choćby tajskiej jedzenie. W powieści zapewne zostało to jakoś ograne, tutaj stanowi bezsensowny element, który wprowadza jeszcze większy bałagan w i tak już bardzo chaotyczną konstrukcję. I, na Boga, po co jest postać Magdaleny? Joona sam ją wybiera, by pomogła mu w śledztwie, lecz w filmie jej rola ogranicza się do trzymania na rękach wrzeszczących lub płaczących bachorów. Śmiechu warte.
Musiałem mocno trzymać się fotela, żeby nie wstać i nie wyjść z kina przed czasem.
Ocena: 2
Skandynawowie na potęgę produkują kryminały i większość z nich wypada bardzo dobrze. Tym bardziej trudno jest mi zrozumieć, jak powstał "Hipnotyzer". Toż to jest rzecz tak zła, że gdyby nakręcił ją student wydziału reżyserskiego filmówki, to bym go oblał. Początek jest rozwlekły, Hallström nie spieszy się, daje sobie czas, żeby opowiadać o niczym. Za to w końcówce pędzi na oślep, bez zwracania uwagi na konsekwencje dla fabuły. Najgorsze są jednak wszystkie książkowe wtręty pozostawione bez składu i ładu, jak choćby tajskiej jedzenie. W powieści zapewne zostało to jakoś ograne, tutaj stanowi bezsensowny element, który wprowadza jeszcze większy bałagan w i tak już bardzo chaotyczną konstrukcję. I, na Boga, po co jest postać Magdaleny? Joona sam ją wybiera, by pomogła mu w śledztwie, lecz w filmie jej rola ogranicza się do trzymania na rękach wrzeszczących lub płaczących bachorów. Śmiechu warte.
Musiałem mocno trzymać się fotela, żeby nie wstać i nie wyjść z kina przed czasem.
Ocena: 2
Komentarze
Prześlij komentarz