Janie Jones (2010)

Co jest takiego w artystach, którzy muszą odkryć "uroki" ojcostwa, że w ostatnim czasie nastąpił prawdziwy wysyp tego rodzaju filmów? Czy to jest znak czasów? Jeśli tak, to nie jest on dla mnie zbyt czytelny. "Somewhere", "Dla Ellen", a teraz "Janie Jones". I wszystkie te filmy podążają w zasadzie w tym samym kierunku. Owszem, za każdym razem droga jest inna, ale idea ta sama.


Może dlatego "Janie Jones" nie zrobiło na mnie większego wrażenia? Brak oryginalności sprawia, że jedyną atrakcją była tak naprawdę obsada. I o ile Nivola nie rozczarowuje, o tyle tego samego nie mogę powiedzieć o Abigail Breslin. Niby ma ona na swoim koncie kilka sukcesów w kinie niezależnym, ale rola Janie zdecydowanie do niej nie pasowała. Janie jest jednocześnie delikatna i twarda, rezolutna i bezbronna. Breslin nie poradziła sobie w utrzymaniu wiarygodności wszystkich tych aspektów. Przez co jej postać jest rozmyta, jakbym ją oglądał odbitą w krzywym zwierciadle. A to rzutowało na końcowy odbiór. Cały czas na myśli przychodził mi Michael Cera jako aktor, który byłby w stanie poradzić sobie z tą rolą. No ale on jest chyba już za stary na granie 13-latka.

Ocena: 5

Komentarze

Chętnie czytane

Whiplash (2014)

The Revenant (2015)

En kort en lang (2001)

Dheepan (2015)