Reality (2012)
Na poziomie czysto intelektualnym "Reality" trudno nie docenić. Matteo Garrone bardzo sprytnie miesza konwencje i style filmowania. Technicznie jest to majstersztyk.
Z jednej strony mamy sceny rodem z baśniowych widowisk z czasów świetności Cinecittà. Dom Luciano, rynek z jego sklepikiem rybnym, do tego muzyczne tematy – wszystko to pachnie sceną, produkcją studyjną, baśnią oderwaną od rzeczywistości. Oczywiście wiadomo, dlaczego tak jest. W końcu "Reality" opowiada o bajce, jaką jest telewizyjna iluzja, bajce zdającej się na wyciągnięcie ręki, bo za sprawą programów typu reality show, dostępnej – pozornie – dla każdego.
Z drugiej strony Garrone z operatorem Marco Onorato bardzo wiele scen kręci w stylu bliskim dokumentowi czy realistycznym obrazom niszowym. Chwilami "Reality" jest bardzo rzeczywistym, autentycznym obrazem życia Neapolitańczyków. I to także jest zrozumiałe. Bo w końcu ci, którzy karmieni są papką telewizyjną, żyją w normalnym świcie, mają swoje codzienne problemy, wzloty i upadki.
Niestety mimo kunsztu realizatorskiego "Reality" niczym specjalnym nie imponuje. Jako przypowieść o pragnieniu lepszego życia, które staje się obsesją indukowaną dodatkowo przez mass-media karmiące widzów mrzonkami, nie jest ani oryginalna ani nazbyt finezyjna. Wszystko jest tu zbyt oczywiste, zbyt toporne. No może poza scenami sugerującymi, że kościół jest pełen wariatów, że dzięki nim obsesje i paranoje wiernych są tak skanalizowane, że przestają być niebezpieczne dla ogółu.
W porównaniu z "Gomorrą" Garrone zrobił tu duży krok w tył.
Ocena: 5
Z jednej strony mamy sceny rodem z baśniowych widowisk z czasów świetności Cinecittà. Dom Luciano, rynek z jego sklepikiem rybnym, do tego muzyczne tematy – wszystko to pachnie sceną, produkcją studyjną, baśnią oderwaną od rzeczywistości. Oczywiście wiadomo, dlaczego tak jest. W końcu "Reality" opowiada o bajce, jaką jest telewizyjna iluzja, bajce zdającej się na wyciągnięcie ręki, bo za sprawą programów typu reality show, dostępnej – pozornie – dla każdego.
Z drugiej strony Garrone z operatorem Marco Onorato bardzo wiele scen kręci w stylu bliskim dokumentowi czy realistycznym obrazom niszowym. Chwilami "Reality" jest bardzo rzeczywistym, autentycznym obrazem życia Neapolitańczyków. I to także jest zrozumiałe. Bo w końcu ci, którzy karmieni są papką telewizyjną, żyją w normalnym świcie, mają swoje codzienne problemy, wzloty i upadki.
Niestety mimo kunsztu realizatorskiego "Reality" niczym specjalnym nie imponuje. Jako przypowieść o pragnieniu lepszego życia, które staje się obsesją indukowaną dodatkowo przez mass-media karmiące widzów mrzonkami, nie jest ani oryginalna ani nazbyt finezyjna. Wszystko jest tu zbyt oczywiste, zbyt toporne. No może poza scenami sugerującymi, że kościół jest pełen wariatów, że dzięki nim obsesje i paranoje wiernych są tak skanalizowane, że przestają być niebezpieczne dla ogółu.
W porównaniu z "Gomorrą" Garrone zrobił tu duży krok w tył.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz