The Lion in Winter (1968)

Być aktorem 60 lat temu. To musiało być coś niesamowitego. Kiedy oglądam filmy takiej jak "Kto się boi Virginii Woolf?" czy właśnie "Lew w zimie", zawsze zbieram szczękę z ziemi. Te genialne dialogi, ta intensywność gry aktorskiej i przede wszystkim potężna historia, która jakimś cudem wcale nie jest uproszczona, lecz pokazuje całe bogactwo barw ludzkich interakcji.


Akcja rozgrywa się w 1183 roku. Boże Narodzenie. Król Henryk II po śmierci swego następcy (który jest tu trochę idealizowany, w rzeczywistości był przecież równie zagorzałym buntownikiem wobec ojca, co jego bracia) musi zdecydować, komu przypadnie korona. Ale sprawy polityczne nieuchronnie mieszają się ze sprawami serca. Henryk, choć kocha Alais i zarzeka się, że nic nie czuje do Eleonory, to jednak wciąż jest z nią związany. Podobnie jak ona z nim, bo choć robi wszystko, by uprzykrzyć mu życie, w rzeczywistości, jest jedynie odtrąconą kobietą, która żyje wspomnieniami dawnej miłości. Cenę za ich miłosno-nienawistny związek płacą wszystko wokół. Bowiem kiedy jest się władcą w średniowiecznej Europie, władza i życie prywatne są jednym i tym samym. W dzisiejszych czasach wydaje się to trudne do zrozumienia, ale twórcom "Lwa w zimie" udało się to ukazać perfekcyjnie. Ambicja i pociąg do władzy są jedynie fizycznym, namacalny dowodem na to, co dzieje się w ich sercach.

Peter O'Toole jest w tym filmie tytanem aktorstwa. Katherine Hepburn nie ustępuje mu kroku. Miło oglądało mi się jednak przede wszystkim Anthony'ego Hopkinsa. To odświeżające obejrzeć go w roli, w której jeszcze nie kryje się za manierą, jakiej stał się ostatnio niewolnikiem. Zaskoczył mnie również Dalton. Chyba nie pamiętam go w równie intensywnej emocjonalnie roli.

Ocena: 9

Komentarze

Chętnie czytane

Whiplash (2014)

The Revenant (2015)

En kort en lang (2001)

Dheepan (2015)