Solo (2013)
Spore pozytywne zaskoczenie. "Solo" raz jeszcze udowodniło, że tak naprawdę nie potrzeba wiele w kinie, by mnie zadowolić. Marcelo Briem Stamm na swój debiut wybrał pomysł, który w różnych konfiguracjach był już w kinie wałkowany wielokrotnie. Całość nie wyróżnia się ani realizacyjnie ani aktorsko, a jednak prostota, lekkość narracyjna i swoboda pozbawiona artystycznego "udawactwa" sprawiła, że oglądałem film z przyjemnością.
"Solo" jest wariacją na temat, który bardzo lubię w kinie, czyli kameralnego spotkania dwójki nieznajomych. Początkowo przywodzi na myśl "W łóżku" czy "28 pokoi hotelowych". Tak jak tamte filmy, tak i ten rozgrywa się w zamkniętej przestrzeni. Dwójka bohaterów zupełnie się nie zna, a jednak nie przeszkadza im wylądować w jednym łóżku. Jednak seks jest tylko wstępem do rozmowy. Rozmowa zaś prowadzi do odsłonięcia wewnętrznej pustki bohaterów i pragnienia jej zaspokojenia. W "Solo" bardziej niż w innych tego typu filmach akcent postawiony jest na kłamstwo. Jest ono tutaj potraktowane nie tylko jako narzędzie narracyjne, ale też służy podkreśleniu, jak bardzo bohaterowie spragnieni są autentycznego kontaktu z drugą osobą i jak bardzo niemożliwe jest spełnienie. Manu i Julio wydają się być stworzeni dla siebie, a jednak cały czas sprawiają, że to jedno to drugie jest opychane, aż po zaskakujący finał.
Gdyby "Solo" do końca trwało w konwencji intymnego dramatu, miałoby u mnie ocenę nieco niższą. Ale Stamm na finał przygotował niespodziankę, całkowicie zmieniając naturę obrazu. Ta wolta okazała się strzałem w dziesiątkę i wzmocniła film oczyszczając go z dość dużej porcji sentymentalizmu. Może realizatorsko pod koniec rzecz trochę kuleje, ale ogólnie zmiana nastroju wyszła całości na dobre.
Ocena: 7
"Solo" jest wariacją na temat, który bardzo lubię w kinie, czyli kameralnego spotkania dwójki nieznajomych. Początkowo przywodzi na myśl "W łóżku" czy "28 pokoi hotelowych". Tak jak tamte filmy, tak i ten rozgrywa się w zamkniętej przestrzeni. Dwójka bohaterów zupełnie się nie zna, a jednak nie przeszkadza im wylądować w jednym łóżku. Jednak seks jest tylko wstępem do rozmowy. Rozmowa zaś prowadzi do odsłonięcia wewnętrznej pustki bohaterów i pragnienia jej zaspokojenia. W "Solo" bardziej niż w innych tego typu filmach akcent postawiony jest na kłamstwo. Jest ono tutaj potraktowane nie tylko jako narzędzie narracyjne, ale też służy podkreśleniu, jak bardzo bohaterowie spragnieni są autentycznego kontaktu z drugą osobą i jak bardzo niemożliwe jest spełnienie. Manu i Julio wydają się być stworzeni dla siebie, a jednak cały czas sprawiają, że to jedno to drugie jest opychane, aż po zaskakujący finał.
Gdyby "Solo" do końca trwało w konwencji intymnego dramatu, miałoby u mnie ocenę nieco niższą. Ale Stamm na finał przygotował niespodziankę, całkowicie zmieniając naturę obrazu. Ta wolta okazała się strzałem w dziesiątkę i wzmocniła film oczyszczając go z dość dużej porcji sentymentalizmu. Może realizatorsko pod koniec rzecz trochę kuleje, ale ogólnie zmiana nastroju wyszła całości na dobre.
Ocena: 7
Komentarze
Prześlij komentarz