A Long Way Down (2014)
UWAGA SPOILERY
Co za oszustwo! Rozumiem, że o śmierci (czy też o jej pragnieniu) może być trudno nakręcić dobrą komedię... Chociaż nie, wycofuję to zdanie. Tak naprawdę, to zupełnie tego nie rozumiem, w końcu co druga amerykańska niezależna komedia jest właśnie o śmierci, umieraniu, radzeniu sobie z własną lub cudzą śmiertelnością. I jakoś udaje im się wyważyć humor z bolesną prawdą, bez trywializowania problemów, o jakich opowiadają.
Tymczasem "Nauka spadania" wcale nie jest komedią o samobójcach. To jest raczej film o tym, jak sobie inni (czytaj: niezorientowana większość) wyobrażają problem samobójstwa. Martin, Jess i Maureen są chodzącymi stereotypami. Ich pragnienie samobójcze zostaje sprowadzone do domorosłej psychologii życia codziennego. Wydawało mi się przez chwilę, że być może J.J. okaże się wyjątkiem, ale banał, jaki wystarcza, by go odwieść od zamiaru zabicia siebie, jest po prostu porażający swoją ignorancją. Twórcy filmu nie próbują z humorem podejść do poważnego problemu. Oni ośmieszają problem samobójstw, czym tak naprawdę ośmieszają samych siebie, ukazując swoją bezdenną głupotę. Byłoby to może nawet zabawne, gdyby nie było aż tak niebezpieczne.
Oczywiście, chęć do stworzenia happy-endu w tego rodzaju produkcji jest naturalna i zrozumiała. Ale twórcy nie powinni jej tak naiwnie i bezwarunkowo ulegać. Gdyby choć jeden z czwórki bohaterów zginął, pewnie potraktowałbym film łagodniej. Ale jedyni samobójcy w tym filmie to totalne no-name'y, które nikogo nie obchodzą, bo są tylko imionami bez twarzy, bez historii.
Szkoda mi obsady aktorskiej, bo nawet fajnie zagrali (szczególnie Imogen Poots). Niestety twórcy tym razem zawalili na całej linii i aktorzy nic tu nie mogli poradzić
Ocena: 4
Co za oszustwo! Rozumiem, że o śmierci (czy też o jej pragnieniu) może być trudno nakręcić dobrą komedię... Chociaż nie, wycofuję to zdanie. Tak naprawdę, to zupełnie tego nie rozumiem, w końcu co druga amerykańska niezależna komedia jest właśnie o śmierci, umieraniu, radzeniu sobie z własną lub cudzą śmiertelnością. I jakoś udaje im się wyważyć humor z bolesną prawdą, bez trywializowania problemów, o jakich opowiadają.
)
Tymczasem "Nauka spadania" wcale nie jest komedią o samobójcach. To jest raczej film o tym, jak sobie inni (czytaj: niezorientowana większość) wyobrażają problem samobójstwa. Martin, Jess i Maureen są chodzącymi stereotypami. Ich pragnienie samobójcze zostaje sprowadzone do domorosłej psychologii życia codziennego. Wydawało mi się przez chwilę, że być może J.J. okaże się wyjątkiem, ale banał, jaki wystarcza, by go odwieść od zamiaru zabicia siebie, jest po prostu porażający swoją ignorancją. Twórcy filmu nie próbują z humorem podejść do poważnego problemu. Oni ośmieszają problem samobójstw, czym tak naprawdę ośmieszają samych siebie, ukazując swoją bezdenną głupotę. Byłoby to może nawet zabawne, gdyby nie było aż tak niebezpieczne.
Oczywiście, chęć do stworzenia happy-endu w tego rodzaju produkcji jest naturalna i zrozumiała. Ale twórcy nie powinni jej tak naiwnie i bezwarunkowo ulegać. Gdyby choć jeden z czwórki bohaterów zginął, pewnie potraktowałbym film łagodniej. Ale jedyni samobójcy w tym filmie to totalne no-name'y, które nikogo nie obchodzą, bo są tylko imionami bez twarzy, bez historii.
Szkoda mi obsady aktorskiej, bo nawet fajnie zagrali (szczególnie Imogen Poots). Niestety twórcy tym razem zawalili na całej linii i aktorzy nic tu nie mogli poradzić
Ocena: 4
Komentarze
Prześlij komentarz