Dallas Buyers Club (2013)
Jean-Marc Vallée jest jednym z ciekawszych (przynajmniej w moich oczach) kanadyjskich reżyserów. Ale i nawet jego czasem przytłacza ogrom tematu. Tak stało się w przypadku "Witaj w klubie". Ten film to nic więcej, jak tylko popis dwóch aktorów. Matthew McConaughey jest oczywiście świetny, ale zaczynam powoli zauważać u niego pierwsze objawy manieryzmu, który może go w przyszłości zgubić (jak stało się z Nicholsonem, Pacino i Hopkinsem). Dlatego też bardziej spodobał mi się Jared Leto, który naprawdę zagrał w sposób świeży, odważny, inny. Tego jeszcze w jego wykonaniu nie widziałem. No i róż wyraźnie mu służy.
Niestety sam film jest jak podróż dwadzieścia lat wstecz. "Witaj w klubie" popada w ten sam kanał opowieści o AIDS, co filmy realizowane w latach 90. Mamy tu ten sam zestaw bohaterów, te same ckliwe historyjki, to samo menu banału. Film Valléego jest pusty, o niczym tak naprawdę nie opowiada. Ślizga się po moralnych problemach całej sytuacji, wije się jak piskorz, byle tylko uniknąć postawienia niewygodnych pytań. W rezultacie "Witaj w klubie" przypominało mi "W ciemności" Holland. U Polki mieliśmy antysemitę, który z niedoli innych zrobił dochodowy biznes, a po drodze zmienił nieco swoje nastawienie, u Kanadyjczyka mamy homofoba, który z niedoli innych zrobił dochodowy biznes, a po drodze zmienił nieco swoje nastawienie.
Rozczarowało mnie to, że film nie ma żadnego charakteru. Jest idealnie nijaki. Dobrze przynajmniej, że ścieżka muzyczna chwilami jest niezła.
Ocena: 5
Niestety sam film jest jak podróż dwadzieścia lat wstecz. "Witaj w klubie" popada w ten sam kanał opowieści o AIDS, co filmy realizowane w latach 90. Mamy tu ten sam zestaw bohaterów, te same ckliwe historyjki, to samo menu banału. Film Valléego jest pusty, o niczym tak naprawdę nie opowiada. Ślizga się po moralnych problemach całej sytuacji, wije się jak piskorz, byle tylko uniknąć postawienia niewygodnych pytań. W rezultacie "Witaj w klubie" przypominało mi "W ciemności" Holland. U Polki mieliśmy antysemitę, który z niedoli innych zrobił dochodowy biznes, a po drodze zmienił nieco swoje nastawienie, u Kanadyjczyka mamy homofoba, który z niedoli innych zrobił dochodowy biznes, a po drodze zmienił nieco swoje nastawienie.
Rozczarowało mnie to, że film nie ma żadnego charakteru. Jest idealnie nijaki. Dobrze przynajmniej, że ścieżka muzyczna chwilami jest niezła.
Ocena: 5
Manieryzmu nie dostrzegłem. Według mnie jeszcze kilka produkcji przed nim, zanim go najdzie :) Cały film zagrał świetnie. Chociaż najbardziej podobała mi się jedna z ostatnich scen, gdy wszedł do mieszkania i czekali na niego przyjaciele. Zagrał świetnie scenę wzruszenia. Tak delikatnie że widz miał powiedzieć "no .. prawie się wzruszył" :)
OdpowiedzUsuńNa razie objawy są bardzo delikatne. Ale w co najmniej dwóch miejscach miałem wrażenie, że gdyby zamknął oczy, to pomyliłbym jego rolę z tą z "Wilka". Parę chwytów powtórzył też z "Mud". Może po prostu za dużo dobrych ról gra w ostatnim czasie? Oby nie wyczerpała mu się aktorska inwencja.
UsuńPorównanie z "W ciemności" nie pasuje. Bohater "Witaj w klubie" pozostaje sobą do końca i jest prawdziwy, a u Holland zmienia się całkowicie i poświęca dla ludzi, którzy sami się pozabijają po tygodniu na powierzchni, nawet jeśli wokół nie byłoby wojny.
OdpowiedzUsuńNie zgodzę się. Jego stosunek do Rayona zmienił się o 180 stopni. A to, że sprzedał samochód i stał się samarytaninem, a to, że stanął do walki sądowej. Zmienił się, oj zmienił się.
UsuńA jedynej sceny z "W ciemności", której nie ma w "DBC" jest ta, w której bohater mówi "to moje Żydki", Nawet ekwiwalent sceny seksu w kanałach się w DBC znalazł.