Lone Survivor (2013)
"Ocalony" to ciekawe doświadczenie, jeśli wcześniej widziało się "300: Początek imperium". Filmy stanowią bowiem dwie strony tej samej monety. Są one totalną formą celebracji etosu wojownika. Oba składają hołd męskiej sprawności fizycznej, braterstwu broni i honorowi, który powoduje, że godzą się umrzeć za Sprawę. O ile jednak w filmie Murro przekroczono granice rozsądku w owej celebracji (dzięki czemu ukazano cały fałsz i absurd tego etosu), o tyle Berg bardzo pilnuje się, by tej granicy nie przekroczyć. "Ocalony" to hołd prawdziwy i w zamierzeniu szczery, tu nie ma miejsca na homoerotyczne aluzje, campowość, uczynienie z rzezi rozrywki dla mas. Berg chce być autentyczny, chce pokazać amerykańskich żołnierzy jako współczesnych bohaterów.
Niestety zawodzi, przynajmniej jeśli chodzi o mnie. Berg nie przekonał mnie, że bohaterowie filmu są naprawdę Bohaterami. W moich oczach jawią się niestety jako idioci. Owszem, są świetnie fizycznie wyszkoleni. Potrafią przetrwać rzeczy, które mnie pewnie ukatrupiłyby dziesiątki razy. Jednak ich słabość tkwi nie w ciele, ale w umyśle. Ich przysłowiową piętą jest właśnie etos wojownika, przekonanie o konieczności honorowego postępowania (nawet jeśli kryje się za tym strach przed medialnym ostracyzmem), wiara, że wojna rządzi się określonymi zasadami, których nie można łamać. Przez takie głupie pomysły bohaterowie filmu wpadli w tarapaty. Oto przypadkowo na ich kryjówkę wpada kilku pasterzy kóz. Dowódca oddziału zamiast szybko ich ukatrupić, wypuszcza ich wolno, wiedząc, że zaraz opowiedzą o obecności Amerykanów talibom. Nie wiem, jakim cudem facet uchował się tak długo (i do tego musiał awansować!). Nie kupuję idei, że dla uratowania czwórki być może niewinnych osób, warto doprowadzić do sytuacji, w której zginie trzy razy tyle równie niewinnych ludzi.
A jednak Berg nie tylko pochwala decyzję dowódcy, on temat honorowego postępowania wbrew zdrowemu rozsądkowi rozwija w kolejnych równie absurdalnych sytuacjach. A to w scenie, gdy helikoptery transportujące oddział ratunkowy decydują się lecieć dalej mimo braku wsparcia powietrznego (i co? myśleli, że talibowie spokojnie dadzą im wylądować?). A to w scenie, w której tytułowy ocalony trafia do afgańskiej wioski, a jej mieszkańcy zgodnie z wielowiekową tradycją decydują się mu pomóc wystawiając się tym samym na atak talibów. Za każdym razem wzorzec postępowania jest taki sam: ceną za ratunek garstki jest śmierć wielu niewinnych. I jakimś cudem to jest uważane za dobre, właściwe i godne pochwały.
Za to realizatorsko "Ocalony" miejscami jest bardzo dobry. Ma znakomitą czołówkę, aż chciałoby się obejrzeć dokument o tym, co ona prezentuje (szkolenie SEALs). Fantastycznie wypadły też sekwencje spadania. Jedne z lepszych, jakie w ostatnich latach widziałem w kinie. Najgorzej wyglądają sceny ze sztabu, kiedy dowódcy coś tam muszą powiedzieć z przejęciem, ale nie ma to bezpośredniego przeniesienia na akcję. W tych paru momentach film wypada maksymalnie sztucznie, a aktorzy niewiarygodnie.
Ocena: 5
Niestety zawodzi, przynajmniej jeśli chodzi o mnie. Berg nie przekonał mnie, że bohaterowie filmu są naprawdę Bohaterami. W moich oczach jawią się niestety jako idioci. Owszem, są świetnie fizycznie wyszkoleni. Potrafią przetrwać rzeczy, które mnie pewnie ukatrupiłyby dziesiątki razy. Jednak ich słabość tkwi nie w ciele, ale w umyśle. Ich przysłowiową piętą jest właśnie etos wojownika, przekonanie o konieczności honorowego postępowania (nawet jeśli kryje się za tym strach przed medialnym ostracyzmem), wiara, że wojna rządzi się określonymi zasadami, których nie można łamać. Przez takie głupie pomysły bohaterowie filmu wpadli w tarapaty. Oto przypadkowo na ich kryjówkę wpada kilku pasterzy kóz. Dowódca oddziału zamiast szybko ich ukatrupić, wypuszcza ich wolno, wiedząc, że zaraz opowiedzą o obecności Amerykanów talibom. Nie wiem, jakim cudem facet uchował się tak długo (i do tego musiał awansować!). Nie kupuję idei, że dla uratowania czwórki być może niewinnych osób, warto doprowadzić do sytuacji, w której zginie trzy razy tyle równie niewinnych ludzi.
A jednak Berg nie tylko pochwala decyzję dowódcy, on temat honorowego postępowania wbrew zdrowemu rozsądkowi rozwija w kolejnych równie absurdalnych sytuacjach. A to w scenie, gdy helikoptery transportujące oddział ratunkowy decydują się lecieć dalej mimo braku wsparcia powietrznego (i co? myśleli, że talibowie spokojnie dadzą im wylądować?). A to w scenie, w której tytułowy ocalony trafia do afgańskiej wioski, a jej mieszkańcy zgodnie z wielowiekową tradycją decydują się mu pomóc wystawiając się tym samym na atak talibów. Za każdym razem wzorzec postępowania jest taki sam: ceną za ratunek garstki jest śmierć wielu niewinnych. I jakimś cudem to jest uważane za dobre, właściwe i godne pochwały.
Za to realizatorsko "Ocalony" miejscami jest bardzo dobry. Ma znakomitą czołówkę, aż chciałoby się obejrzeć dokument o tym, co ona prezentuje (szkolenie SEALs). Fantastycznie wypadły też sekwencje spadania. Jedne z lepszych, jakie w ostatnich latach widziałem w kinie. Najgorzej wyglądają sceny ze sztabu, kiedy dowódcy coś tam muszą powiedzieć z przejęciem, ale nie ma to bezpośredniego przeniesienia na akcję. W tych paru momentach film wypada maksymalnie sztucznie, a aktorzy niewiarygodnie.
Ocena: 5
I to rozumiem. Świetna notka.
OdpowiedzUsuńTylko mam wątpliwość - czy wymowa filmu jest taka faktycznie (postępowali tak, bo takie są zasady im narzucone) czy też robili tak, by móc potem żyć sami ze sobą (nie umieli zabić niewinnego, godząc się na konsekwencje takiej decyzji)?
Inna sprawa, czy dzisiejsze wojsko w ogóle przyjmuje w szeregi ludzi z własną moralnością. Ale poza tym - świetnie się czytało. Konkretnie i na temat :)
Dzięki :)
UsuńNie wiem, czy słowo "narzucony" jest tu właściwe. Chodzi tu raczej o to, że ów etos honorowego wojownika był integralną częścią ich tożsamości, nieuświadamianą, romantyczną wizją żołnierza walczącego w słusznej sprawie. Pewnie dlatego w ogóle zostali żołnierzami. Są więc ofiarami tego etosu, ujawniając paradoks: z jednej strony SEALs przechodzą intensywne szkolenie uczące ich sztuki przetrwania, a z drugiej strony to właśnie ten etos wojownika oślepia ich i paraliżuje ich instynkt przetrwania.