Battle of the Year (2013)
Tematem "Bitwy roku" są mistrzostwa świata w tańcach b-boy'ów. Jednak nie jest to wcale film taneczny. Raczej jest to kompendium wszystkich najgorszych pomysłów, jakie zrodziły się w Hollywood jeśli chodzi o historie przygotowań utalentowanych choć niepokornych osób do walki o mistrzowski tytuł.
Czegóż tu nie ma? Jest zapijaczony trener po osobistej tragedii (bo najwyraźniej tylko ktoś taki może wydobyć z ludzi to, co najlepsze). Jest zbuntowana młodzież, która opiera się autorytetom, ale naprawdę, w głębi serca ich potrzebuje. Są grubymi nićmi szyte wątki rywalizacji, żeby podnieść dramaturgię filmu. A przede wszystkim "Bitwa roku" to jeden wielki festiwal najgorszych tekstów w historii amerykańskiego kina rozrywkowego. Naprawdę, dla wszystkich byłoby lepiej, gdyby była to opowieść o niemowach.
Co do samych scen tańca. Cóż. Rozczarowuje ich sposób pokazania. Nie wiem, kto za nie odpowiadał, ale producenci lepiej zrobiliby wyrzucając ich i zatrudniają ekipę z któregoś z reality show. Zdjęcia i montaż są straszliwie statyczne, pozbawione pomysłu. Najbardziej zaś irytuje to, że więcej czasu twórcy poświęcają na pokazanie reakcji widowni/zespołów niż na układy. Jeśli ktoś chce zobaczyć taneczne "mięcho", ten od razu powinien włączyć napisy końcowe. Tam rzeczywiście jest co oglądać, ale – oczywiście – wszystko psują nachodzące na obraz napisy.
Ocena: 3
Czegóż tu nie ma? Jest zapijaczony trener po osobistej tragedii (bo najwyraźniej tylko ktoś taki może wydobyć z ludzi to, co najlepsze). Jest zbuntowana młodzież, która opiera się autorytetom, ale naprawdę, w głębi serca ich potrzebuje. Są grubymi nićmi szyte wątki rywalizacji, żeby podnieść dramaturgię filmu. A przede wszystkim "Bitwa roku" to jeden wielki festiwal najgorszych tekstów w historii amerykańskiego kina rozrywkowego. Naprawdę, dla wszystkich byłoby lepiej, gdyby była to opowieść o niemowach.
Co do samych scen tańca. Cóż. Rozczarowuje ich sposób pokazania. Nie wiem, kto za nie odpowiadał, ale producenci lepiej zrobiliby wyrzucając ich i zatrudniają ekipę z któregoś z reality show. Zdjęcia i montaż są straszliwie statyczne, pozbawione pomysłu. Najbardziej zaś irytuje to, że więcej czasu twórcy poświęcają na pokazanie reakcji widowni/zespołów niż na układy. Jeśli ktoś chce zobaczyć taneczne "mięcho", ten od razu powinien włączyć napisy końcowe. Tam rzeczywiście jest co oglądać, ale – oczywiście – wszystko psują nachodzące na obraz napisy.
Ocena: 3
Komentarze
Prześlij komentarz