Deliver Us from Evil (2014)
Scott Derrickson nie jest dobrym reżyserem. Teraz mogę to już stwierdzić z pełnym przekonaniem. "Zbaw nas ode złego" jest trzecim jego filmem, jaki widziałem i po raz trzeci nie potrafił mi sprzedać historii. A skoro tym razem się nie udało, to już mu się to nigdy nie uda. W przypadku "Zbaw nas ode złego" miał bowiem u mnie fory jeszcze przed tym, jak film zobaczyłem. Wszystko za sprawą obsady: Bana, Ramirez, a przede wszystkim Munn na dużym ekranie to zawsze jedno oczko wyżej w mojej ocenie.
Na pierwszy rzut oka "Zbaw nas ode złego" jest filmem ciekawym. Derrickson buduje - czy też dokładniej: stara się budować - klimat osaczenia według wzoru z klasycznych horrorów. "Zbaw nas ode złego" bliżej jest do takich klasyków jak "Omen" niż nawet do poprzedniego dzieła Derricksona "Sinister". Ale całość pozostaje niewolnikiem hollywoodzkiej konwencji. Dlatego też wszystkiego jest tu za dużo, poszczególne sekwencje są za śliczniutkie, zbytnio lśnią nowością, sztucznością. Nie ma tu tego horrorowego "mięsa", jakie zaprezentowali ostatnio Australijczycy w fenomenalnym "Babadooku". Kilka niezłych scen ginie w hollywoodzkich kliszach tak, że ostatecznie "Zbaw nas ode złego" sprawia wrażenie pilotowego odcinka skasowanego serialu niż pełnoprawnego filmu kinowego. W tych najlepszych momentach czuć, że twórcy są na tropie czegoś fajnego. Ale co chwilę gubią fajne pomysły na rzecz lśniącej, lecz w gruncie rzeczy pustej i niepotrzebnej otoczki.
Problemem jest też to, że nie udało się Derricksonowi i aktorom stworzyć ciekawych interakcji między bohaterami. Ani para Bana-McHale ani para Bana-Ramirez nie funkcjonuje jako całość. Każdy z aktorów gra jakby w oderwaniu od reszty. Równie dobrze każdy z nich mógłby nakręcić swoje sceny bez obecności pozostałych aktorów na green screenie i potem komputerowo można byłoby ich posklejać tak, by sprawiali wrażenie, że są ze sobą w danym ujęciu. Różnicy w odbiorze filmu by to nie zrobiło.
Ocena: 5
Na pierwszy rzut oka "Zbaw nas ode złego" jest filmem ciekawym. Derrickson buduje - czy też dokładniej: stara się budować - klimat osaczenia według wzoru z klasycznych horrorów. "Zbaw nas ode złego" bliżej jest do takich klasyków jak "Omen" niż nawet do poprzedniego dzieła Derricksona "Sinister". Ale całość pozostaje niewolnikiem hollywoodzkiej konwencji. Dlatego też wszystkiego jest tu za dużo, poszczególne sekwencje są za śliczniutkie, zbytnio lśnią nowością, sztucznością. Nie ma tu tego horrorowego "mięsa", jakie zaprezentowali ostatnio Australijczycy w fenomenalnym "Babadooku". Kilka niezłych scen ginie w hollywoodzkich kliszach tak, że ostatecznie "Zbaw nas ode złego" sprawia wrażenie pilotowego odcinka skasowanego serialu niż pełnoprawnego filmu kinowego. W tych najlepszych momentach czuć, że twórcy są na tropie czegoś fajnego. Ale co chwilę gubią fajne pomysły na rzecz lśniącej, lecz w gruncie rzeczy pustej i niepotrzebnej otoczki.
Problemem jest też to, że nie udało się Derricksonowi i aktorom stworzyć ciekawych interakcji między bohaterami. Ani para Bana-McHale ani para Bana-Ramirez nie funkcjonuje jako całość. Każdy z aktorów gra jakby w oderwaniu od reszty. Równie dobrze każdy z nich mógłby nakręcić swoje sceny bez obecności pozostałych aktorów na green screenie i potem komputerowo można byłoby ich posklejać tak, by sprawiali wrażenie, że są ze sobą w danym ujęciu. Różnicy w odbiorze filmu by to nie zrobiło.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz