Jesus Henry Christ (2012)

Ech. No tak. Coś wypadałoby o tym filmie powiedzieć. Tylko co tu można napisać, kiedy rzecz jest tak bardzo oparta na kliszach kina niezależnego, że całość streszcza dokładnie sam tytuł – "Nieprzeciętny Henry"? Jak zwykle mamy więc nieprzeciętną, młodą jednostkę, która na swój sposób jest geniuszem, ale przez to odstaje od reszty. Otaczają ją równie nieprzeciętne charaktery, jak matka o progresywnych poglądach, czy potencjalny ojciec mający problemy z własną być-może córką. I jak zwykle w tego rodzaju historiach jest też śmierć istotnej osoby, która zbliży do siebie rozbitą rodzinę.




Naprawdę. Amerykańskie kino niezależne wymaga natychmiastowego rebootu, dopływu świeżych pomysłów, nowych bohaterów. To, że nie przeklinam "Nieprzeciętnego Henry'ego" jest zasługą wyłącznie obsady. Toni Collette postaci jak z tego filmu może grać nawet przez sen, ale póki robi to tak dobrze jak tutaj, to nie będę narzekał. Sheen był całkiem niezły, podobnie jak odtwórcy młodych bohaterów. Niektóre dialogi też są całkiem niezłe. Szkoda więc, że jest to tak bardzo, bardzo, bardzo, bardzo wtórne, ale biorę poprawkę na to, że jest to pełnometrażowa wersja krótkometrażówki sprzed 10 lat.

Ocena: 6

Komentarze

Chętnie czytane

Whiplash (2014)

The Revenant (2015)

En kort en lang (2001)

Dheepan (2015)