A Girl Walks Home Alone at Night (2014)
No proszę, jeśli Elijah Wood nie sprawdzi się jako aktor nietolkienowski, to zawsze może przekwalifikować się na producenta. Ma facet nosa, skoro został jednym z producentów wykonawczych reżyserki-debiutantki. "O dziewczynie, która wraca nocą sama do domu" sugeruje, że Ana Lily Amirpour to nieoszlifowany diament. Kiedy zdobędzie trochę więcej doświadczenia, może przemienić się w niezwykle intrygującą artystkę. A Wood jest jednym z tych, który umożliwił jej zaistnienie.
"O dziewczynie, która wraca nocą sama do domu" przykuwa uwagę swoją niebanalną formą. To amerykańska produkcja, ale miejscem akcji jest Iran i to w farsi prowadzone są wszystkie dialogi. Obraz jest czarno-biały, a całość została nakręcona w stylu kina niezależnego lat 80. Tworzy to intrygującą mieszankę, którą wzbogacają wyraziści bohaterowie (z kotem na czele). Film ma też niezłą ścieżkę muzyczną (np. Qmusse "Million Nights (Original Mix)"). Wszystko to razem sprawia, że film Amirpour wygląda jak skrzyżowanie opowieści wampiryczne z dramatem egzystencjalnym. Brzmi może odstręczająco, ale naprawdę chce się to oglądać.
Jednak sama historia jakoś mnie nie porwała. Poza finałową sceną, która przypomniała mi końcówkę "Pół żartem, pół serio". Reszta sprawia wrażenie pretekstu dla popisania się przez reżyserkę swoimi możliwościami. Dlatego też w stosunku do bohaterów i tego, co im się przytrafia, nie poczułem nic, kompletnie nic.
Ocena: 6
"O dziewczynie, która wraca nocą sama do domu" przykuwa uwagę swoją niebanalną formą. To amerykańska produkcja, ale miejscem akcji jest Iran i to w farsi prowadzone są wszystkie dialogi. Obraz jest czarno-biały, a całość została nakręcona w stylu kina niezależnego lat 80. Tworzy to intrygującą mieszankę, którą wzbogacają wyraziści bohaterowie (z kotem na czele). Film ma też niezłą ścieżkę muzyczną (np. Qmusse "Million Nights (Original Mix)"). Wszystko to razem sprawia, że film Amirpour wygląda jak skrzyżowanie opowieści wampiryczne z dramatem egzystencjalnym. Brzmi może odstręczająco, ale naprawdę chce się to oglądać.
Jednak sama historia jakoś mnie nie porwała. Poza finałową sceną, która przypomniała mi końcówkę "Pół żartem, pół serio". Reszta sprawia wrażenie pretekstu dla popisania się przez reżyserkę swoimi możliwościami. Dlatego też w stosunku do bohaterów i tego, co im się przytrafia, nie poczułem nic, kompletnie nic.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz