It Follows (2014)
To zabawne, że najlepszy od bardzo, bardzo dawna film o zombie nie ma tak naprawdę żadnego zombie. Ale z drugiej strony, każdy, kto "Coś za mną chodzi" zobaczy, nie będzie tym zdziwiony.
Film Mitchella to bowiem niesamowicie pomysłowa mieszanka najpopularniejszych odmian horroru. Mamy więc wątek przenoszenia klątwy z osoby na osobę, jak w "Kręgu". Znaczna część filmu utrzymana jest w konwencji slashera o nastolatkach przywodząca na myśl produkcje Wesa Cravena jak "Krzyk" czy "Koszmar z ulicy Wiązów". Zaś tytułowe "coś" zachowuje się tak, jak zombie w starych dobrych czasach.
Podoba mi się przede wszystkim to, że Mitchell porzucił tak modne obecnie w horrorach przyspieszanie tempa i pompowanie intensywności scen. Jego film przypomina, w czym naprawdę tkwiła siła zombie: może i były one powolne, ale za to niezmordowane. Początkowo łatwo im się wymknąć, ale z czasem człowiek się męczy, a zombie nie. Ten lęk przed nieuchronnością zguby został przez reżysera wygrany do perfekcji.
Ale Mitchell ma jeszcze kilka świetnych pomysłów. Chociażby scena otwierająca film, która żywcem wyjęta został z każdego slashera. Z jedną wszakże różnicą. Widzimy tylko przerażoną bohaterkę, ale nie to, co ją tak przeraża. Niby banalnie prosty zabieg, a jakąż robi różnicę!
Niestety finał pozostawił u mnie posmak niedosytu. Jakoś nie przekonuje mnie, że akurat to jest najlepszy sposób na domknięcie fabuły. Zawsze też z nieufnością traktuję wszystkie sceny, które polegają na tym, że reżyser ustami bohaterów werbalizuje morał i przesłanie, jakie chciał widzom przekazać. Posiłkowanie się w tym celu "Idiotą" podziałało na mnie zupełnie jak czerwona płachta na byka.
Ocena: 7
Film Mitchella to bowiem niesamowicie pomysłowa mieszanka najpopularniejszych odmian horroru. Mamy więc wątek przenoszenia klątwy z osoby na osobę, jak w "Kręgu". Znaczna część filmu utrzymana jest w konwencji slashera o nastolatkach przywodząca na myśl produkcje Wesa Cravena jak "Krzyk" czy "Koszmar z ulicy Wiązów". Zaś tytułowe "coś" zachowuje się tak, jak zombie w starych dobrych czasach.
Podoba mi się przede wszystkim to, że Mitchell porzucił tak modne obecnie w horrorach przyspieszanie tempa i pompowanie intensywności scen. Jego film przypomina, w czym naprawdę tkwiła siła zombie: może i były one powolne, ale za to niezmordowane. Początkowo łatwo im się wymknąć, ale z czasem człowiek się męczy, a zombie nie. Ten lęk przed nieuchronnością zguby został przez reżysera wygrany do perfekcji.
Ale Mitchell ma jeszcze kilka świetnych pomysłów. Chociażby scena otwierająca film, która żywcem wyjęta został z każdego slashera. Z jedną wszakże różnicą. Widzimy tylko przerażoną bohaterkę, ale nie to, co ją tak przeraża. Niby banalnie prosty zabieg, a jakąż robi różnicę!
Niestety finał pozostawił u mnie posmak niedosytu. Jakoś nie przekonuje mnie, że akurat to jest najlepszy sposób na domknięcie fabuły. Zawsze też z nieufnością traktuję wszystkie sceny, które polegają na tym, że reżyser ustami bohaterów werbalizuje morał i przesłanie, jakie chciał widzom przekazać. Posiłkowanie się w tym celu "Idiotą" podziałało na mnie zupełnie jak czerwona płachta na byka.
Ocena: 7
Komentarze
Prześlij komentarz