The Hobbit: The Battle of the Five Armies (2014)
Trzeci film o "Hobbicie" nie miał prawa powstać. Peter Jackson nie tylko nie posiadał na niego pomysłu, lecz doprowadził do tego, że jakiekolwiek pozytywne wspomnienia związane z poprzednimi częściami, skutecznie się teraz rozwiały. "Bitwa Pięciu Armii" bowiem nie stanowi żadnego zamknięcia historii. Odkrywa za to, że "Hobbit" jest trylogią o niczym.
Film zaczyna się źle. O ile sam Smaug jeszcze jako tako wygląda, o tyle destrukcja, jaką czyni wypada słabo. W niektórych momentach (głównie gdy są to ciasne ujęcia na łódce) to, że kręcone jest to na green screenie jest aż za bardzo widoczne. Ale najsłabszy jest ogień. Peter Jackson poruszył we mnie nutkę sentymentalną, bo płomienie przypomniały mi screensaver, jaki miałem w czasach Windowsa 95.
Później jest jeszcze gorzej. Wątek miłosny jest tak zły, że brakuje mi po prostu słów na jego określenie. Pozostaje mi tylko modlitwa o to, by Peter Jackson nigdy nie wziął się za melodramat. Ale największą pomyłką jest rozdmuchanie do niewiarygodnych rozmiarów wątku Alfrida. Kilka żartów jego kosztem mogłem przeboleć, nawet jeśli były to żarty w bardzo słabym guście, rodem z sitcomów sprzed półwiecza. Ale Alfrida jest w tym filmie więcej niż Bilbo! Była to ze strony Jacksona desperacka i do tego bardzo nieudana próba wypełnienia czasu w filmie, który od samego początku przerażał pustką fabularną.
Oddając sprawiedliwość, muszę stwierdzić, że jest kilka niezłych momentów. Ale porozrzucane są one dość sporadycznie i chaotycznie. Dlatego też zamiast poprawiać ocenę, jeszcze ją bardziej ciągnęły w dół, ponieważ wyraźniej pokazywały to, co jest podstawowym problemem tego widowiska. A jest nim fakt, że Peter Jackson nie ma żadnego pomysłu na to, co chce widzom przekazać. Nie ma tu miejsca na jakąkolwiek osobistą podróż. Zresztą żaden z bohaterów, łącznie z Bilbo, nie jest na tyle istotny dla reżysera, żeby się na nim skoncentrować. Najśmieszniejszy (w złym znaczeniu tego słowa) jest jednak finał, który niczego nie podsumowuje, nie niesie ze sobą żadnych wniosków, a większość bohaterów nie doczeka się innego zamknięcia jak ujęcia ich spoglądających w dal twarzy.
Czy jednak nie za dużo wymagam od tego filmu? W końcu ma to być historia dość konkretna, związana z Bitwą Pięciu Armii. Ale jak tu łagodniej traktować widowisko Jacksona, skoro bitwa ta wygląda po prostu słabo. Jeśli ktoś chce obejrzeć dobrze zrealizowaną sekwencję batalistyczną, to zamiast iść na ten film, niech lepiej włączy sobie "Dwie wieże". Nawet "Powrót króla" wypada lepiej. Trzeci "Hobbit" to festyn debilizmu. I przemocy. "Bitwa Pięciu Armii" jest zdecydowanie jednym z najbrutalniejszych filmów, jakie widziałem w tym roku. Jackson nie patyczkuje się. Masakry nie są pokazywane na szerokich planach, ale mamy zbliżenia na ucinane czerepy, przebijane ciała.
Po dwóch poprzednich częściach wiedziałem, że nie mam się co spodziewać dobrego filmu. Ale i tak zaskoczony byłem tym, jak bardzo mnie odrzuciło wszystko to, co na ekranie zobaczyłem.
Ocena: 3
Film zaczyna się źle. O ile sam Smaug jeszcze jako tako wygląda, o tyle destrukcja, jaką czyni wypada słabo. W niektórych momentach (głównie gdy są to ciasne ujęcia na łódce) to, że kręcone jest to na green screenie jest aż za bardzo widoczne. Ale najsłabszy jest ogień. Peter Jackson poruszył we mnie nutkę sentymentalną, bo płomienie przypomniały mi screensaver, jaki miałem w czasach Windowsa 95.
Później jest jeszcze gorzej. Wątek miłosny jest tak zły, że brakuje mi po prostu słów na jego określenie. Pozostaje mi tylko modlitwa o to, by Peter Jackson nigdy nie wziął się za melodramat. Ale największą pomyłką jest rozdmuchanie do niewiarygodnych rozmiarów wątku Alfrida. Kilka żartów jego kosztem mogłem przeboleć, nawet jeśli były to żarty w bardzo słabym guście, rodem z sitcomów sprzed półwiecza. Ale Alfrida jest w tym filmie więcej niż Bilbo! Była to ze strony Jacksona desperacka i do tego bardzo nieudana próba wypełnienia czasu w filmie, który od samego początku przerażał pustką fabularną.
Oddając sprawiedliwość, muszę stwierdzić, że jest kilka niezłych momentów. Ale porozrzucane są one dość sporadycznie i chaotycznie. Dlatego też zamiast poprawiać ocenę, jeszcze ją bardziej ciągnęły w dół, ponieważ wyraźniej pokazywały to, co jest podstawowym problemem tego widowiska. A jest nim fakt, że Peter Jackson nie ma żadnego pomysłu na to, co chce widzom przekazać. Nie ma tu miejsca na jakąkolwiek osobistą podróż. Zresztą żaden z bohaterów, łącznie z Bilbo, nie jest na tyle istotny dla reżysera, żeby się na nim skoncentrować. Najśmieszniejszy (w złym znaczeniu tego słowa) jest jednak finał, który niczego nie podsumowuje, nie niesie ze sobą żadnych wniosków, a większość bohaterów nie doczeka się innego zamknięcia jak ujęcia ich spoglądających w dal twarzy.
Czy jednak nie za dużo wymagam od tego filmu? W końcu ma to być historia dość konkretna, związana z Bitwą Pięciu Armii. Ale jak tu łagodniej traktować widowisko Jacksona, skoro bitwa ta wygląda po prostu słabo. Jeśli ktoś chce obejrzeć dobrze zrealizowaną sekwencję batalistyczną, to zamiast iść na ten film, niech lepiej włączy sobie "Dwie wieże". Nawet "Powrót króla" wypada lepiej. Trzeci "Hobbit" to festyn debilizmu. I przemocy. "Bitwa Pięciu Armii" jest zdecydowanie jednym z najbrutalniejszych filmów, jakie widziałem w tym roku. Jackson nie patyczkuje się. Masakry nie są pokazywane na szerokich planach, ale mamy zbliżenia na ucinane czerepy, przebijane ciała.
Po dwóch poprzednich częściach wiedziałem, że nie mam się co spodziewać dobrego filmu. Ale i tak zaskoczony byłem tym, jak bardzo mnie odrzuciło wszystko to, co na ekranie zobaczyłem.
Ocena: 3
:( A zacząłem się nakręcać. Ale skoro nawet akcja jest słaba to już mi się nie chce.
OdpowiedzUsuńChociaż wciąż planuję obejrzeć najpierw drugiego "Hobbita" i potem zdecydować
Z akcją jest różnie. Są fajne momenty i pomysły. Ale chwilami głupota bije po oczach, a sztuczność efektów specjalnych niezamierzenie śmieszy
UsuńI po co się męczysz wybierając takie filmy? :) Byś coś starszego obejrzał :) Te filmy zaczynają być jak jedzenie dla dzieci... bez smaku. Lepiej nic nie przyprawiać, żeby przypadkiem jakiś dzieciak nie odszedł od stołu. A tak... wszystko smakuje tak samo, więc chociaż żołądki będą pełne... a walorów i wspomnień żadnych.
OdpowiedzUsuńMęczę się, bo czasami zdarzają się perełki, które inaczej bym przegapił. Wśród moich ulubionych filmów wszech czasów jest sporo takich, które początkowo odrzuciłem a to za "namową" znajomych a to sam uważając, że nic dobrego z nich nie będzie.
Usuń