Labor Day (2013)
Dwie nauki wyniosłem z filmu "Długi wrześniowy weekend". Pierwszą jest to, że kobiety wcale nie są z Wenus, a mężczyźni z Mars. Obie płci pragną tego samego i dają się "złapać" na to samo. Wystarczy być służącym, co w domu posprząta. Przez żołądek trafi się do serca każdego. A ponieważ w życiu potrzeba też trochę pikanterii, odrobina bondage w rozwoju uczucia nigdy nie przeszkodzi.
Drugą nauką jest to, że potomstwo zawsze wchodzi w paradę, niszcząc dorosłym szansę na szczęście. Czynią to samą swoją obecnością i nieodpowiedzialnym zachowaniem, na którym mogą wyjść całkiem dobrze, ale dorosłym przysparza wielu zgryzot. Czynią to również swoją nieobecnością, ich przedwczesna strata staje się traumą zmieniającą dorosłych w więźniów we własnym domu. I wreszcie sprawiają ból swoją genezą, tym, że okazują się czym innym (a dokładniej czyimś innym), niż się wydawało. O ileż prostsze więc byłoby życie człowieka, gdyby tylko usunąć z niego aspekt prokreacyjny. Katarzy mieli jednak rację uznając rozmnażanie za utrwalanie grzechu.
Jest coś niezmiernie irytującego w historii opowiadanej przez Jasona Reitmana. Nie potrafiłem przekonać się do bajeczki o szlachetnym kryminaliście i chcicy depresantki. Bohaterowie budzili we mnie raczej negatywne emocje i wcale im nie kibicowałem. Ale jednocześnie podobał mi się sposób, w jaki Reitman opowiada historię. Przede wszystkim zaimponowały mi doskonałe zdjęcia i świetna muzyka, które budowały klimat niespełnienia i emocjonalnego napięcia.
Ocena: 6
Drugą nauką jest to, że potomstwo zawsze wchodzi w paradę, niszcząc dorosłym szansę na szczęście. Czynią to samą swoją obecnością i nieodpowiedzialnym zachowaniem, na którym mogą wyjść całkiem dobrze, ale dorosłym przysparza wielu zgryzot. Czynią to również swoją nieobecnością, ich przedwczesna strata staje się traumą zmieniającą dorosłych w więźniów we własnym domu. I wreszcie sprawiają ból swoją genezą, tym, że okazują się czym innym (a dokładniej czyimś innym), niż się wydawało. O ileż prostsze więc byłoby życie człowieka, gdyby tylko usunąć z niego aspekt prokreacyjny. Katarzy mieli jednak rację uznając rozmnażanie za utrwalanie grzechu.
Jest coś niezmiernie irytującego w historii opowiadanej przez Jasona Reitmana. Nie potrafiłem przekonać się do bajeczki o szlachetnym kryminaliście i chcicy depresantki. Bohaterowie budzili we mnie raczej negatywne emocje i wcale im nie kibicowałem. Ale jednocześnie podobał mi się sposób, w jaki Reitman opowiada historię. Przede wszystkim zaimponowały mi doskonałe zdjęcia i świetna muzyka, które budowały klimat niespełnienia i emocjonalnego napięcia.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz