En chance til (2014)
MOŻLIWE SPOILERY
Jesteśmy ślepcami. Idziemy przez życie nie widząc tego, co mamy przed oczami, lecz widzimy to, co "powinniśmy" widzieć, co jest normą, czego się spodziewamy na bazie wiedzy i doświadczeń. Dlatego też Andreas jest przekonany, że tworzy kochającą się rodzinę. Dlatego też płacz swojego syna interpretuje jak każdy ojciec interpretowałby na jego miejscu. Dlatego też, kiedy widzi ćpunkę, która z własnej woli mieszka z damskim bokserem, zakłada, że jest złą matką. W dziewięciu na dziesięć przypadków te założenia są oczywiście prawdziwe. I dlatego są tak bardzo zdradliwe. Bo zawsze jest ten jeden przypadek, wyjątek, który wymaga, byśmy widzieli świat takim, jakim jest, a nie takim, jakim bywa w naszym wyobrażeniu.
"Druga szansa" okazał się filmem zdumiewającym. Tak kretyńskiej, niewiarygodnie naciąganej historii już dawno nie widziałem (oczywiście w filmie, który chce być opowieścią poważną, a nie pastiszem czy czystą rozrywką). Kolejne zwroty akcji nawet w meksykańskiej telenoweli poprzedzone byłyby przygotowaniem do nich widza, tak są dziwaczne. Film więc powinien rozpaść się na kawałki. A jednak tak się nie dzieje. W tych oparach absurdu Susanne Bier potrafi uchwycić prawdę o ludzkich dramatach. Każda scena odsłaniania emocjonalnych pokładów bohaterów to perły, którymi zachwycałem się i pod ich względem estetycznym i za sprawą emocjonalnej reakcji, jaką we mnie wywoływały. Podobały mi się intymne zdjęcia, gra spojrzeń, milczenia. Do tego dochodzi perfekcyjne kreacje aktorskie. Coster-Waldau i Andersen są niesamowici. Wierzę w ich ból bez żadnego "ale". I to w dużej mierze ich zasługą jest to, że "Druga szansa" mi się spodobała. To zabawne, że jest to najlepszy film Bier od czasu... "Drugiej szansy".
Ocena: 7
Jesteśmy ślepcami. Idziemy przez życie nie widząc tego, co mamy przed oczami, lecz widzimy to, co "powinniśmy" widzieć, co jest normą, czego się spodziewamy na bazie wiedzy i doświadczeń. Dlatego też Andreas jest przekonany, że tworzy kochającą się rodzinę. Dlatego też płacz swojego syna interpretuje jak każdy ojciec interpretowałby na jego miejscu. Dlatego też, kiedy widzi ćpunkę, która z własnej woli mieszka z damskim bokserem, zakłada, że jest złą matką. W dziewięciu na dziesięć przypadków te założenia są oczywiście prawdziwe. I dlatego są tak bardzo zdradliwe. Bo zawsze jest ten jeden przypadek, wyjątek, który wymaga, byśmy widzieli świat takim, jakim jest, a nie takim, jakim bywa w naszym wyobrażeniu.
"Druga szansa" okazał się filmem zdumiewającym. Tak kretyńskiej, niewiarygodnie naciąganej historii już dawno nie widziałem (oczywiście w filmie, który chce być opowieścią poważną, a nie pastiszem czy czystą rozrywką). Kolejne zwroty akcji nawet w meksykańskiej telenoweli poprzedzone byłyby przygotowaniem do nich widza, tak są dziwaczne. Film więc powinien rozpaść się na kawałki. A jednak tak się nie dzieje. W tych oparach absurdu Susanne Bier potrafi uchwycić prawdę o ludzkich dramatach. Każda scena odsłaniania emocjonalnych pokładów bohaterów to perły, którymi zachwycałem się i pod ich względem estetycznym i za sprawą emocjonalnej reakcji, jaką we mnie wywoływały. Podobały mi się intymne zdjęcia, gra spojrzeń, milczenia. Do tego dochodzi perfekcyjne kreacje aktorskie. Coster-Waldau i Andersen są niesamowici. Wierzę w ich ból bez żadnego "ale". I to w dużej mierze ich zasługą jest to, że "Druga szansa" mi się spodobała. To zabawne, że jest to najlepszy film Bier od czasu... "Drugiej szansy".
Ocena: 7
Nie widzę tu spoilerów.
OdpowiedzUsuńCzyli "W lepszym świecie" nie polubiłeś?
Zdecydowanie nie polubiłem. Co więcej, do czasu "Sereny" uważałem go za najgorszy film Bier, jaki widziałem
Usuń