The Double (2013)
"Sobowtór" to jeden z tych filmów, na których można sprawdzić, czy jest się optymistą czy też pesymistą. Ayoade stworzył bowiem pogmatwaną historię, która nie ma jednej strony. Prowadzi to do fascynującego splątania, które ja lubię. Niejednoznaczność w kinie dla mnie zawsze była zaletą.
Pesymiści w "Sobowtórze" zobaczą wizję świata rządzonego zasadą bezwzględnego determinizmu. To, kim jesteśmy, nie jest związane z naszą cielesną powłoką. Simon i James są przecież identyczni, lecz zachowują się diametralnie różnie, a co gorsza odmiennie odnosi się do nich cały świat. I nic ani nikt, łącznie z nimi samymi, nie jest w stanie tego stanu rzeczy zmienić. Simon nie potrafi stać się asertywnym ekstrawertykiem. James nawet nie wiedziałby od czego miałby zacząć bycie szczerym. Nawet jeśli James jest jedynie schizofreniczną projekcją, która zyskała niezależności, to i tak nic to nie zmienia w życiu Simona, a jedynie wzmacnia wszystko to, czego musiał dotąd doświadczać (ponieważ utracił Jamesa w sobie, nie, żeby robił z niego jakikolwiek użytek)
Optymiści z kolei mogą szukać pokrzepienia w finale. Mogą wierzyć, że walka kończy się sukcesem, że rozszczepienie można unicestwić, istotę scalić i że w ten sposób narodzi się nowa jakość. Nadzieja więc istnieje, choć jej ścieżka jest drastyczna i wymaga sporo poświęcenia. Oglądając "Sobowtóra" ja nie wybrałbym interpretacji optymistycznej, ale rozumiem, dlaczego Ayoade dał widzom taką możliwość patrzenia na świat filmu.
Sam w sobie "Sobowtór" odwołuje się do kina lat 70., przesyconego niepokojem wywołanym niemożliwością rozdzielenia majaków od rzeczywistości. Przywodzi na myśl wczesne filmy Lyncha czy Cronenberga. I choć Ayoade ma fajne pomysły, to jednak większość z nich jest dość oczywista i mnie nie usatysfakcjonowała. Dostojewskiego czyta w sposób rutynowy, nie wyciąga z nich żadnych interesujących faktów. Czyni to "Sobowtóra" mało wyrazistym, przez co pozostaje przyjemnym filmidłem i niczym ponad to.
Ocena: 6
Pesymiści w "Sobowtórze" zobaczą wizję świata rządzonego zasadą bezwzględnego determinizmu. To, kim jesteśmy, nie jest związane z naszą cielesną powłoką. Simon i James są przecież identyczni, lecz zachowują się diametralnie różnie, a co gorsza odmiennie odnosi się do nich cały świat. I nic ani nikt, łącznie z nimi samymi, nie jest w stanie tego stanu rzeczy zmienić. Simon nie potrafi stać się asertywnym ekstrawertykiem. James nawet nie wiedziałby od czego miałby zacząć bycie szczerym. Nawet jeśli James jest jedynie schizofreniczną projekcją, która zyskała niezależności, to i tak nic to nie zmienia w życiu Simona, a jedynie wzmacnia wszystko to, czego musiał dotąd doświadczać (ponieważ utracił Jamesa w sobie, nie, żeby robił z niego jakikolwiek użytek)
Optymiści z kolei mogą szukać pokrzepienia w finale. Mogą wierzyć, że walka kończy się sukcesem, że rozszczepienie można unicestwić, istotę scalić i że w ten sposób narodzi się nowa jakość. Nadzieja więc istnieje, choć jej ścieżka jest drastyczna i wymaga sporo poświęcenia. Oglądając "Sobowtóra" ja nie wybrałbym interpretacji optymistycznej, ale rozumiem, dlaczego Ayoade dał widzom taką możliwość patrzenia na świat filmu.
Sam w sobie "Sobowtór" odwołuje się do kina lat 70., przesyconego niepokojem wywołanym niemożliwością rozdzielenia majaków od rzeczywistości. Przywodzi na myśl wczesne filmy Lyncha czy Cronenberga. I choć Ayoade ma fajne pomysły, to jednak większość z nich jest dość oczywista i mnie nie usatysfakcjonowała. Dostojewskiego czyta w sposób rutynowy, nie wyciąga z nich żadnych interesujących faktów. Czyni to "Sobowtóra" mało wyrazistym, przez co pozostaje przyjemnym filmidłem i niczym ponad to.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz