Fasandræberne (2014)
"Kobieta w klatce" była dla mnie sporym rozczarowanie. Liczyłem jednak, że "Zabójcy bażantów" zrehabilitują w moich oczach serię. Tym bardziej, że w obsadzie znalazła się większość moich ulubionych aktorów. Niestety, choć jest inaczej niż w pierwszym rozdziale przygód Departamentu Q, to jednak nie oznacza to wcale, że lepiej.
"Kobieta w klatce" wydawała mi się skandynawskim kryminałem podanym w zdeformowanej formie. Tym razem, na szczęści,e zostało mi to oszczędzone. Ale alternatywa okazała się równie kiepska. "Zabójcy bażantów" stoją na fabularnych kliszach, z którymi twórcy nie bardzo wiedzą, co począć. Budują więc ponury nastrój i serwują nam jedną bezbarwną scenę za drugą. W całej tej historii nie ma ani grama emocji, dramat wydaje się wydumany, a kilka udanych ujęć narzuca surrealistyczny klimat schizofrenicznego rozszczepienia, jakby operator nie potrafił dogadać się z reżyserem. Główni bohaterowie nie mają większego znaczenia. Są tu jedynie potrzebni jako katalizatory destrukcji, której nie kontrolują. Kryminalna intryga raz jeszcze okazuje się banalna, choć twórcy filmu próbują mydlić oczy bardzo powolnym dawkowaniem flashbacków (ale nie wiem, czy kogoś udało im się tym zwieźć). Relacje między postaciami są błahe i dla widza takiego jak ja nie mają szczególnego znaczenia.
W rezultacie z kina wyszedłem skołowany. Nie rozumiem, jakim cudem w telewizji Skandynawom kryminały tak dobrze wychodzą, a w kinie zmieniają się w fusię trudną do przełknięcia.
Ocena: 5
"Kobieta w klatce" wydawała mi się skandynawskim kryminałem podanym w zdeformowanej formie. Tym razem, na szczęści,e zostało mi to oszczędzone. Ale alternatywa okazała się równie kiepska. "Zabójcy bażantów" stoją na fabularnych kliszach, z którymi twórcy nie bardzo wiedzą, co począć. Budują więc ponury nastrój i serwują nam jedną bezbarwną scenę za drugą. W całej tej historii nie ma ani grama emocji, dramat wydaje się wydumany, a kilka udanych ujęć narzuca surrealistyczny klimat schizofrenicznego rozszczepienia, jakby operator nie potrafił dogadać się z reżyserem. Główni bohaterowie nie mają większego znaczenia. Są tu jedynie potrzebni jako katalizatory destrukcji, której nie kontrolują. Kryminalna intryga raz jeszcze okazuje się banalna, choć twórcy filmu próbują mydlić oczy bardzo powolnym dawkowaniem flashbacków (ale nie wiem, czy kogoś udało im się tym zwieźć). Relacje między postaciami są błahe i dla widza takiego jak ja nie mają szczególnego znaczenia.
W rezultacie z kina wyszedłem skołowany. Nie rozumiem, jakim cudem w telewizji Skandynawom kryminały tak dobrze wychodzą, a w kinie zmieniają się w fusię trudną do przełknięcia.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz