Furious 7 (2015)

Wreszcie! Czekałem na to wiele lat, ale w końcu się doczekałem. Bestia czystego szaleństwa została poskromiona przez Hollywood i to w czasach, kiedy wydawało mi się to już prawie niemożliwe. Brak zdrowego rozsądku do tej pory sprawdzał się wyłącznie w kinie spoza wielkich wytwórni ("No One Lives", "Gość", "Zombie Hunter"). Kiedy Hollywood próbowało w tej formule swoich sił, kończyło się to zawsze katastrofą (drugie "GI Joe", piąta "Szklana pułapka").



No dobra. Tak naprawdę jest to drugi udany mariaż kina czystego szaleństwa i hollywoodzkiego rozmachu w tym roku, ale "Jupiter: Intronizacja" poza niewielką grupką (do której sam się zaliczam) nie zyskała uznania. Tymczasem "Szybcy i wściekli 7" tak. I jest to w duże mierze zasługa Jamesa Wana oraz scenarzysty Chrisa Morgana. To oni stworzyli fabułę, która stała się odpowiedzią na pytanie, dlaczego ewolucja zezwala na istnienie szaleńców. Nikt przy zdrowych zmysłach nie byłby w stanie wymyślić takich odczapistych scen, jak przelot samochodu przez trzy wieże w Abu Zabi, pojedynek Paula Walkera z Tonym Jaa (i jego postscriptum w postaci sceny z autobusem nad przepaścią), pierwsza przesiadka Ramsey, The Rock "zdejmujący" gips itp., itd. Mając tak przygotowany grunt Wan nadał całej historii prawdziwie hollywoodzki rozmach. W rezultacie otrzymałem widowisko, które na przemian wbijało mnie w fotel i wywoływało salwy niekontrolowanego śmiechu.

Wielkim plusem filmu są też przeciwnicy bohaterów. To, co wciąż nie udaje się Marvelowi (we wszystkich studiach) i DC Comics, Universal zrobiło pozornie bez większego wysiłku. Złoczyńcy są na tyle twardzi, że w pełni uzasadniają kompletną mobilizację ekipy. I przez cały film mocno dają się we znaki bohaterom. W tego rodzaju filmach czarny bohater nie musi być charyzmatyczny. Musi jednak stanowić realne zagrożenie. Tylko wtedy walka z nim może być satysfakcjonująca dla widzów oglądających ją z boku.

"Szybcy i wściekli 7" sprawili, że bawiłem się wyśmienicie. Do pełni szczęścia zabrakło niewiele. Przeszkadzała mi ta cała paplanina o rodzinie, przyprawiając mnie o mdłości. Dla mnie był to filmowy ekwiwalent bulimiczki idącej do łazienki zwrócić te 10 tysięcy kalorii, które właśnie pożarła. Ale na szczęście nie ma tego zbyt dużo.

Ocena: 9

Komentarze

Prześlij komentarz

Chętnie czytane

One Last Thing (2018)

After Earth (2013)

The Sun Is Also a Star (2019)

Nurse 3-D (2013)

Les dues vides d'Andrés Rabadán (2008)